graphics CC0
to było latem. pamiętam dywanowe klomby jej letnią sukienkę na ramiączka. mój pies mówił do mnie w liściach rabarbaru. gdy nagle pękła nad młodymi głowami kulista napowietrzona korpuskuła - niczym mydlana bańka
ogrody pokrzyw. z piekącego tembru lewitujących parzydełek ożyły dreszczy enkefaliny. bramy karminowych ust wygłaszały orędzia. w surmy zadęły profity mrugnięć
wytrzeszcze. bielma flesz. wypieki aktów z lepkiego retuszu
gdy słońce znad fontanny świeciło w kadłubek jej
kości słoniowej pies mówił do mnie w języku esperanto
i rozumiałem każde jego słowo w ogrodzie rododendronów wtedy. w iluminacji akweduktu zakwitła krtań mojego talentu
duszne malinowe powietrze smużyło odtąd już tylko wierszem
mokre roznegliżowane słowo jak z Mariańskich Łaźni użyło
świetlistej mulety by podrażnić nozdrza ambitnego byczka poezji.
i wszystko stało się żyzne jak Sirinks z tamtego zakurzonego ogrodu
--