W Nałęczowie
L e c ą resztki starej farby…
— gasną z ł o t e kandelabry…
Tu, w pałacu, mieszka zjawa.
— nie każdemu się o b j a w i a…
Czasem… zza przymkniętych powiek
widzi zjawę — p i ę k n y człowiek…
...................................................
On — uchwyci ruch zewnętrza
drgnięcie czasu, ruch powietrza…
W nozdrzach j a k b y… ozon? róża?
— tylko tchnienie —
Tak — to Ona — w obchód rusza…
Widzi Jego — On Ją widzi...
On się lęka — Ona — wstydzi…
Piękno c i a ł a przeminęło…
Duch przepiękny — B o s k i e dzieło
— Ona nie wie… On to widzi?
On się lęka — Ona — wstydzi…
...................................................
L e c ą resztki starej farby…
— gasną z ł o t e kandelabry…
Po pałacu, p ł y n i e zjawa
— nie każdemu się objawia…
Czasem… zza przymkniętych powiek
widzi zjawę — p i ę k n y człowiek…