Gdy patrzyłem jak witają go z powrotem
I ucztują dostojnicy jak z waszmością
Duszę mą przeszyli niesprawiedliwością
Serce na miliony roztrwonili monet
Gdym stał utrudzony po znoju ten widok żem zastał
Smarkacz wziął za życia ojca ojcowiznę
By roztrwonić z panienkami na salonach
Chwilę panem był gdzie rządzi się mamona
I niesławę nam sprowadził na rodzinę
A teraz powraca witany jak władca do miasta
Całe życie pracowałem z woli ojca
Wiernie strzegłem też wszystkich jego nakazów
Nie zawiodłem zaufania ani razu
Prawą ręką zawsze będę mu do końca
A nawet prosięcia nie dał by uczcić com dokonał
Niech się bawią ja na pewno tam nie wejdę
O nie będę uczestniczyć w tej szaradzie
Świat mi pęka pod stopami czuję nagle
Ojciec miłość w sercu mi wymieszał z lękiem
Jak łatwo być może nadzieja i wiara zgaszona
Siedzę w kąt wciśnięty jak zużyty mebel
Nie chcę by przeszkadzał nikt w osamotnieniu
Wtem poczułem czyjąś dłoń na swym ramieniu
I łagodny głos ostudził moją niechęć
Ty jesteś mi synem i ciebie miłuję bez granic
Raduj się mój synu bo twój brat powrócił
Choć umarły był na powrót jest tu z nami
I zrozumiał co przez niego przeżywamy
Nasza miłość z dawnych sprawek go ocuci
Bo brat mój umarły był - żywy na powrót jest z nami
Bo brat mój umarły był - żywy na powrót jest z nami