Zdarte zelówki celów wygodnych
Zabrnęły w kąt wydeptanej bajki
zmierzchu dłoń zaciera ślad wędrownych ptaków
przekwitają złudzeń niezapominajki
W milknącym szumie i zgiełku
spragnione jutro dnieje
rozum przeciera szkiełko
nic już jak dawniej nie jest
Na suchym końcu ślepej uliczki
zielony krzaczek z czasem wyrasta
uczuciem mięty kroplami rosy
maluje tło entej warstwy miasta