W pobliskiej spelunie kartkuje swą powieść
Epilog się zbliża ze szkiełkiem lornety
Oddala wraz z pięścią i sznytem na nosie
Krew chłonie zawartość wczorajszej gazety
Unika widoków w prostocie swej przykrych
Więc stroni od lustra i wzroku przechodniów
Umyka chodnikiem szukając w nim wyrwy
Gniazdując w szczelinie wygląda zachodu
Unika szarości śniąc snuje wyprawy
Żegluje w obszary odległe dla oczu
Siarczyście się krztusi krztą ostrej przyprawy
Bo lubi coś poczuć
(Choć wciąż niewydany)