Umarli poeci.
Ucichli trubadurzy.
Za grań Giewontu
przechodzący gęślarze –
rajscy anieli.
Śmierć czyli Nowe
Życie zręcznie przebiera
po skrzypiec gałązeczkach. Po
strunie - - -
serca ugodzonego Boga strzałą
strzelistą
Przeto ślizga się smyczek
violi d’amore. Smyk
wiolonczeli zimą zbrązowiały.
Lecą iskierki i sypią ogniki
nutek. Basetla akuratnie pozamykana
na wszystkie wioliny zielenią
pączkuje. Wibrująca choreografia
gitar. Świeży zapach jabłek-czyneli
Pęknięte lutnie jezior
melodii oddechem wzbierane.
Las srebrnostrunych harf.
Zagajniki fletów rozkląskanych.
Cymbałków w powietrze klaskanie.
Dym fiołkowy
ofiarnej mgły zagłusza chorałów
świetlne organy. I jeszcze srebrne
cytry źródełko szczebioce.
Trąbki i fanfary
hejnałem tubę do snu kołyszą -
ten grom złowrogi. Bo wszak
nie pora na Sąd Ostateczny.
Lecz gong zachodu jęknął
rozmigotaną purpurą. Obwieściwszy
kolejny odmarsz. Prosto do
nieba
aniołów - - -
Umarłych poetów.
Zgasłych trubadurów.
Grań Giewontu
przekraczających gęślarzy.