wszystko było jedno
takie normalne
co chodzi śmieje się smuci
kocha ponad zwykłą więź
potem już kulejące
ale jedno
nawet jak zamknęło nas
w czterech ścianach
z dala od sal kinowych
od alejki grabowej w parku Kajki
od przyjaciół na tarasie w Linówku
żyliśmy w tej dziupli
jako jedno
dni nam nie płynęły
- czołgały się
wśród labiryntu trosk
twojego bezsłowia
ciągłych przytuleń
między skrawkiem słońca
- od strony balkonu
a bladym światłem księżyca
- raz w małym
raz w dużym pokoju
ale wciąż byliśmy jedno
dopiero w tę noc - wrześniową
gdy niespodzianie cichutko
znikłaś we śnie
i ono przepadło bez śladu
teraz okna i drzwi rozwarte
na oścież
klatka stoi otworem
jednak nie wyfrunę z niej
przykurczone skrzydła
może rozpostarłbym szeroko
ale nie ma gdzie
i po co
lecieć
chyba że za tobą
23 - 30.10.2017
Wiktor Mazurkiewicz