Słońce całkiem mnie powala,
kręci się rakieta w ręku.
Znowu ważny mecz zawalam,
już nie słyszę piłki dźwięku.
Set do tyłu i trzy gemy
i zmęczenie jak cholera.
Mówię to bez żadnej ściemy,
zaraz będzie set do zera.
Nagle widzę, tak to ona,
zawsze mi się podobała.
Zaraz jakaś myśl szalona
gdzieś tam w głębi zaświtała.
Jeśli wygram, będzie moja,
nie wiem kiedy i dlaczego.
Może jakaś paranoja,
weszła gdzieś do serca mego.
Nagle przeszło mi zmęczenie,
lepiej biegam i serwuję.
Rozbudziłem swą nadzieję,
i do skrótów znów startuję.
Muszę, muszę, wciąż powtarzam,
zerkam na nią od niechcenia,
a co sobie wyobrażam,
nie jest już do powtórzenia.
Pokazała piękne nogi,
chyba robi to celowo.
Muszę wygrać, Boże drogi,
gram już dobrze, wręcz bombowo.
Już przeciwnik nie istnieje,
pokonałem go mentalnie.
Tak się często właśnie dzieje,
bardzo prosto, wręcz banalnie.
Nie jest trudne wygrywanie,
a najlepszy, niekaralny
i sprawdzony sposób na nie
to jest doping seksualny.
Autor jest byłym wyczynowym tenisistą.