I boję się, że wybuchnę.
Od natłoku myśli w końcu ogłuchnę.
Rozerwą mnie od środka niewypowiedziane pragnienia.
To, że nic nie zmieniam
chociaż wciąż bym zmieniał.
Przemilczana złość połamie mi kości.
Zerwą wszystkie mięśnie
sny o samotności.
Żółcią mózg zaleją pominięte łzy.
Poszarpie struny głosowe
nie wykrzyczany krzyk.
I gdy wybebeszony już będę jak w tanim horrorze
czy będę zaskoczony, że krew mam w czarnym kolorze?