Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'dąb' .
-
Nigdy nie mówił głośno, szeptał. Był sobie człowieczek. Malutki, garbaty, brzydki. Kochał stare drzewo, które rosło nieopodal jego domu. Rozmawiał z rośliną, głaskał jej gałęzie, liście, tulił swą nieładną twarz do pnia, To trwało wiele lat. Dąb był jego przyjacielem i gniazdujące w jego konarach ptaki – sójki. Dokarmiał je zimą, wiosną obserwował pisklaki. Wtedy tylko się uśmiechał, pokazując bezzębne dziąsła. Tak mijał czas. Mężczyzna coraz bardziej się pochylał, jego skóra pomarszczyła się Pewnego dnia zachorował, jego serce biło bardzo szybko, albo czasami za powoli. Leżał w łóżku i patrzył przez okno na drzewo. Była wiosna – maj. Wylęgły się dzieci sójek. Rodzice uczyli je latać i łapać muchy. – Świat jest piękny. – Myślał starzec. Nowa pora roku przyniosła też polepszenie zdrowia, więc postanowił wyjść na dwór i odwiedzić swego kompana, Kiedy tak stał wtulony w delikatne gałęzie, patrząc na zieloność świeżych listków, usłyszał nagle podniesione, agresywne męskie głosy. – Panie, odejdź stąd. Zostaw to drzewo. Mamy nakaz ścięcia go i pokazali jakiś papier. Człowieczek w pierwszej chwili nie pojął, tego, co mówił postawny młodzian, trzymający w rękach elektryczną piłę, siekiera leżała na ziemi. – Ależ, jak to przyszliście zabić mojego przyjaciela?! Po raz pierwszy, od wielu lat, podniósł głos. – Odbiło staruchowi. – Usłyszał. – Nie pozwolę na to, zamordujecie też jego lokatorów! – Nadal krzyczał. Przywarł tak do dębu, że nawet o ogromnej sile człowiek, nie mógł go oderwać od rośliny, skazanej, przez Bóg wie kogo, na zagładę. Wezwano straż miejską. Czterech chłopa próbowało oderwać siłą starszego pana od dębu. Musieli odginać palec po palcu zrywając przy tym korę drzewa. Polała się żywica. Naturalny klej. Polała się też krew – jedna z małych sójek wypadła z gniazda i konwulsyjnie podrygując, umierała. Jej rodzice zaatakowali intruzów, ale nie staruszka. Zbiegli się ludzie, bo ptaki piszczały, rozczulając nawet najbardziej zatwardziałe serca. Wezwano leśnika, profesora dendrologii. Miał pomóc w usunięciu drzewa Straż uspokajała zdenerwowanych ludzi. A starzec, podniósł z ziemi zmasakrowane malutkie martwe już ciałko sójeczki. Posłużył się jedną ręką, druga wczepiona była w gałęzie. – I co mi zrobicie?! – Krzyknął znowu człowieczek. Profesor zbliżył się do niego, oglądając przy tym drzewo. – Proszę się nie martwić, Akademia zabroniła usunięcia drzewa. Kłamstwa opowiadano, że nadsyłał pan skargi do Urzędu, iż dąb panu zasłania pole widzenia, dlatego postanowiono go usunąć. – Ja? – Szepnął znowu staruszek, przecież nie umiem pisać. Zapomniałem. Wszyscy odeszli. Człeczyna zapłakał ze szczęścia. Ochronił przyjaciela, ochronił gniazdujące ptaki. Zmarłego malca pochował pod cieniem wielkiego drzewa. Po miesiącu odwiedził go profesor zapraszając na posiedzenie Ochrony Przyrody zorganizowane przez Akademię. Miał tam być honorowym gościem. Przybył. Wielka sala pełna naukowców, onieśmielała. Jednak wszyscy się do niego uśmiechali, on również pokazał bezzębne dziąsła i wyszeptał: – Dziękuję. Otrzymał też czek opiewający na pewną kwotę pieniędzy. Wykorzystał je na leczenie i zakupienie nowej sadzonki dębu. Koniec. Justyna Adamczewska
- 9 odpowiedzi
-
2