choć ją lepiłem z czasów najgorszych w bryły gotowe wnętrze rozerwać nienawiść nie staje mi kością w gardle ulotnym chłodem płynie przez trzewia znowu ni grama nie tracę na wadze gdy cię wraz z sercem próbuję wyrzygać kurwy tak taniej jak moja niepamięć ten świat na barkach jeszcze nie dźwigał złorzeczyć na więzy nasze - to mało i jeśli żaden mój gniew ich nie strawi w czyich nadgarskach mam przeciąć żyły by raz na zawsze się stąd wykrwawić