Jak drzewo niedożywione
i pokarane przez przeznaczenie,
drzewo spróchniałe,
tak sumienie moje...
Woła o pomstę.
Próchnica, której fluor nie pomoże.
Ta dziadowizna, co historia o niej niezapomni.
Wyrzucona w twarz, niczym oszczerstwo.
Niestety nie jest oszczerstwem...
Korzenie martwe życia już nie wydadzą.
Życie zatraci się jak ziemia pod kurzą łapką,
rozdrapane jak strup, który nie tylko krwawi
a piecze, jak jasna cholera!
Czym tak zgrzeszyłem, że litość straciłem?
I zgubiłem uczucie miłości - kwiat ten różany
Zanikła również dobroć - jak poranek, który nie wróci.
Jestem tylko maszyną - lokomotywą, co mknie po torach losu.
Promienie jaśniejącej zorzy - przyprawiają o wymioty.
Gwiazdy zatęchły, gdzieś w pamięci.
Jedyne, co dziwi naprawdę - to że...
Serce moje jeszcze pompuje życie.
Gdym cieniem nicości jest.
Gdy światło duszy zgasło.
A na czole widzę liczbę 666.