klucz jej dali czas spływał do wiadra ból
brudny grzechem oczyszczony pomyjami
wijący się na szmacie spod latarni rana
paroksyzm jej dali na czas nieokreślony
odejdź inteligencjo cierpienia zalana krwią
nędzo tnąca skórę mrozem zera bezwzględnego
idź śmietniskami pełzaj do oczyszczenia
ratuj się kundlu nie daruj błogości złu