Mąż mój śpioch w gąszcz mi wlazł,
płacz i zgrzyt - chuć jak śmierć.
Brnij pod nóż, cóż on wart,
chłop czy grzech, raj pół ćwierć.
Seks się tli... wzmógł się puls,
czy go żuć, włóż go wprzód?
Zwis mu spsiał, co za dziad,
gryzł by wciąż no i zgasł.
Masz go wspiąć, o mur... groch,
trza nim drgnąć - a tu klops.
Aż sto dziołch chciej się wczuć,
idź na tron chwyć do ust.
Brał mnie wprost... weź go zgorsz,
cichł na wskroś, krzyk... więc kończ!
Grzązł bo stał, chęć czy miał?
nie śmiał drwić - chwal mą rzyć.
Jam nie Kloss, mów mi wprost,
śmiech jak chrząszcz, wstręt go strząsł.
Więc mnie chłoszcz, baw mój miąższ,
głaszcz i bij - marsz na szczyt!
"Gdy obserwuje się, jak nasze czasy pysznią się odkryciem seksu, można się dziwić, że ludzkość nie wymarła przed wiekami." - Jean Genet.