zbliżeniami roznieconą
tającą lepką
mrozi noc samotna
niebieski szary brązowy
pod powiekami rozlane ekstazą Oslo
kawa na Bygdøy ze śniadaniem u ciebie
nikt tak długo mnie nie trzymał
w tak niestabilnym
środowisku hormonalnym
żywiczny nagi splot palców ud
nie odmawiałeś niczego
płonęły łuną rozgrzaną białe noce
wśród drżenia krople snu
by tylko przykleić gorącą twarz
wypełnić tobą
falujący brzuch
uciekające spod stóp jaszczurki dni
zrywały ze mnie skórę
oddaliły szepty
kocham cię