Znałem szwagrów dwóch niegdyś. Zdolni, pracowici,
pomocni w każdej chwili, z sobą bardzo zżyci.
Obaj w czynach tak zgodni, że nawet ich żony
na ten sam termin poród miały wyznaczony.
Właśnie nadszedł czas taki i oczekiwanie.
Panowie w swoim domu, a w szpitalu panie.
Cieszyli się, a jakże, przyszli tatusiowie.
Nic, tylko się na pewno urodzą synowie.
Potomków w prostej linii teraz będą mieli.
Z radości pili, z dumy pili, prawie nie trzeźwieli.
Opamiętać się przyszło tatusiom zmęczonym.
Pojechali, by wreszcie odwiedzić swe żony.
Wyjrzała jedna przez okno, a na taki widok
krzyknęła – „Zobacz siostra, jakie majstry idą”!
Obaj chód mieli chwiejny od onej gorzały,
zaś chuch taki, że muchy na ziemię spadały.
A teraz niespodzianka, i koniec bajeczki.
Obie panie urodziły, prześliczne córeczki.
Spojrzał szwagier na szwagra, wzrokiem takim, rzewnym
i rzekł: „patrz jak dziś niczego nie można być pewnym”.
:)