upadek przydarzył się jak to zwykło
dnia powszedniego pełnego promieni
choć gwar wokół szumny i kwitnie wszystko
ja z głową przy drodze pośród kamieni
śmiech łukiem omija moje koryto
przechodniów tak pięknych jak przy niedzieli
jest wiosna zatem kwiat trawy obrasta
życie aż kipi, wylewa się zewsząd
serce chce kochać, myśl ciągnie do miasta
ni mózg ni serce emocji nie mieszczą
tak gwarzy nadciągająca hałastra
ja dostrzec tego nie mogę co wieszczą
ostentacyjnie więc leżę na drodze
na przekór mroku i przeciwko mrozu
ja sam jedyny – samotny przechodzień
od nowa plotę wciąż bukiet powodów
wszak nikt nie zrozumie przez co przechodzę
gdy tafli lodu nie widział od spodu