wyzerowałem się już
jakimś cudem, z jakieś głębi wydobyłem krztę jestestwa
mierną, rzadką i pustą
spływa dusza mi po dłoni, biała niewinnością dziecka
pozostałem tylko formą
to jest umrzeć - żyć dla życia tylko, sama jasność
wszystkich zmysłów mnie nakręca
marzę dotyk, marzę dźwięki, twarze
nędza, nędzność, wszystek nędza
przeminęły czasy marzeń
leżę kruchy, jak wydmuszka, moje serce chce mnie złamać
gdzie ta moja estetyka?
drżę w konwulsjach, w stare chucie wpływa marazm, zaraz
wszystko ze mnie spłynie, wstanę
wytrę poty - o to tak się starać? blamaż, piękno
moich rąk się nie chce chwytać
moich brudnych dłoni, zejdzie
ze mnie ma zwierzęca pycha
zdejmij ze mnie urodzaju
klęskę, daj mi Boże człowieczeństwo