Potargałem się na kawałki...na coraz mniejsze i mniejsze...doszedłem do włókien i dalej darłem na strzępy...na ćwiartki...ćwiartki ćwiartek...a palce mi drżały z niecierpliwości...zacząłem od małego palca u nogi...później następny i następny...;cała noga...tułów...ręce...głowę zostawiłem na koniec, by czuć...by widzieć...później zabrałem to wszystko i wysypałem na stole...ułożyłem zgrabny kopczyk...i czekam na iskrę i spopielenie... Wytarta na proch, obrócona w pyl - niczyja wiara,obca łza westchnienia. Tak często nienawidzę siebie za drogę która donikąd nie prowadzi - gdy odwracam skroń spostrzegam tylko ciemność pozostałą po słowach. Wokoło nas krążą złamane przyrzeczenia i płyną dalej z wiatrem pod los. Czasami niepamięć jest rzeczą świętą, gdy nieporuszone klatki naszych umysłów skrzypia. Jednak wciąż bardziej odsuwam się od siebie samego. Jestem tylko głupcem jakich tutaj wielu...