W niewyraźnych słów westchnieniu
ja unoszę się bezdźwięcznie.
Lewituję w bezdechu i bezmyślnym istnieniu.
Porzucam kochanie natrętne.
W ciszy zawisłam i na jawie śnie.
Wschodządzy blask budzi wąłe ciało.
Nie ma mnie tu, nie ma mnie wcale.
Choć zanikł glos, niepewność uciekła.
Porzucone masowe reguły społeczne.
Trwamy sami, i trwamy pewnie.
Obok siebie trwamy,
nieskazitelnie.