Las to jest głuchy i las to jest ciemny
W lesie tym kwitną burzliwe kaprysy
Na drzewie tam znajdziesz owoc nikczemny
Foch niebieski jak łąkowe irysy
Spotkać tam wędrowca - zacna to sztuka
Nikt się nie zapuszcza w tak mroczną knieję
Spragniony owoców brzoskwini szuka
By nasycić swe lubieżne pragnienie
Złowieszczo się piętrzą sosny okresowe
Szyszki ich pąsowe dla samców są groźne
Gdy wyścielą już całe runowe łoże
Nie znajdziesz w nim rozkoszy jeno 'nie' mroźne
Grzybki obrażalki przy korzeniu rosną
Łatwo je znieważyć trudniej udobruchać
Pąki wybaczalki przy sośnie nie kwitną
Nie słychać gołębia który lubił gruchać
Wietrze niezdecydowany co wiejesz jak chcesz
Deszczu ulewny który padasz bez namysłu
Jesteście mi cierniem jak pod gołą stopą jeż
Dlaczego tak ciężko wyzwolić się z uścisku?
I ten jęk zawodu jak motyli głośny krzyk
Gdy wędrowiec w labiryncie ścieżek zgubi się
Zazdrości dziki szał jak królika wściekły ryk
Co potrafi to najtwardsze serce zmiękczyć lwie