Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

John_Upon

Użytkownicy
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez John_Upon

  1. Łkaj naraz, antylopy wzruszają.
    Czyż potrafimy znaleźć to wysokie dziecko?
    A godziwe dzielenie jest jak zła modlitwa,
    A jeśli chłopiec jest gruby, wspiąć może się ryk.
    Najpierw stajesz się podłużny.
    Lament jest obłudą, rozczulenie jest nędzą.

  2. wiatr ma jednak własną strukturę
    formę ruchu
    próbując się uchronić
    przed tyranią gór i drzew
    szarpaniną traw
    dążąc uparcie do swej idealnej formy
    ścierając się przez ery
    ujarzmiany na moment
    nigdy zniewolony
    łapie się tylko na słowo
    powiew

  3. Sianokosy
    deliryczne opary traw
    kantyczki treli i świergotów
    na błękicie niebo skłonu

    zanim ten zapach i zaśpiew mnie miną
    kładę się w zagięciach traw
    daję się szarpać trawom i wiatrom
    potrzebna odmiana zmysłom

    potem na nowo w litanii
    delirium, kolor, śpiew, drażnienie
    zagłębiam się jeszcze, wtulam w ciepłe
    obracam się i wstaję

    strzepuję z siebie stworzenie
    ziarna, larwy, motyle, żuki, ja
    powoli obracany w materiał do sianokosów
    zrzucam sam siebie.

  4. przynoszę ci na twoje łono
    wielka wspaniałomyślna
    matrono modelko
    niewinna obojętna
    kierowniczko nocnego
    wierna za grosze
    na kolanach

    przynoszę ci w darze
    bo dłużej nie uniosę
    ja niewolnik grzechu
    trzymany w nadziei
    obietnicą dziewicy
    spoglądającej na mnie
    chwytam ją za włosy
    musisz przyjąć mnie całego

    za każdym razem
    miłosierna pani miasteczek i wsi
    menadżerko wielka narodu
    królowo co się oddajesz
    błagając w nawie
    kamuflażu mistrzyni
    bym cię dopuścił

  5. Leżał tam z przetrąconym karkiem
    siny, nabrzmiały krwią
    w ugniecionych szczątkach auta.

    Samochody zatrzymywały się
    ludzie biegli
    szybko docierali do nie ma po co.

    Kiedy rano wstał
    i po szybkim śniadaniu omiatał pokoje
    ogarnął wzrokiem bałagan
    nad którym panował,
    do którego miał swój przytyk
    dający cierpkie ukojenie.

    Zdzwonili się razem na dobrą okazję
    po części zamienne
    do wielkiego miasta.

    Teraz wszyscy chciwie ukradkiem na niego
    i jego kumpli
    w fuzji ekscytacji i porażenia.
    Ciała w recyklingu natury
    porzucone przez obojętne siły
    przyspieszenia dośrodkową ciążenia.

    W tej niedbałej zbiorowej mogile
    na powrót zygzakują muchy
    prostują na słońce ugięte trawy
    krew znajduje ujście
    i spokojnie sunie ustami.

    Po z nagła ciosie tego katharsis
    widzom
    powrót do świata oddychających
    jawi się terrorem i obowiązkiem
    odchodzi się spiesznie grzebiąc za telefonem
    wysączając z dala pogodne głosy.

    Wieczór jednak czmychnął gdzieś daleko.

  6. zawinięty w powój rozplątuję
    się by odetchnąć
    przez mgłę jakieś
    wspomnienia, którym wystawiam opór
    w kąciku rogu między kanapą a tv oglądam
    namiastkę rodzinnego dobrego
    dziania
    ktoś przełączył kanał wyłączył
    nie potrafię wstać
    oglądam ciemny ekran
    nie potrafię wstać
    tulę się w coś
    co mnie dusi

  7. pozostałość po ranie w
    nodze kawałek wciąż został
    przejść pomiędzy nimi jak
    niezauważony nieobecny
    ktoś by powiedział

    coś jednak zostało po
    żalach
    kawałek jedwabiu upchany w
    ropiejącą ranę
    lubię się nim czasem bawić
    jest gładki

  8. nie potrafię sobie wyobrazić budowania klęski. jeśli jest w tym jakaś logika, to z pewnością bym za nią nie podążał. no i ta ekskluzja trzymającego w garści prawdę i patrzącego z pobłażliwością. może na modły w kościele.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...