Mgła spowita
noc poświaty
wołam.
Zmęczone dłonie
drżą.
Na samą myśl
umieram.
Spowijam zdania
bezbarwne.
Uciekam w życia
ramiona.
Jak słońce do
faraona.
Jak woda do
ognia.
Czymże jestem?
Upiorem, straszydłem?
Pędzę w pokrzywy
rozważyć ten problem.
Mury runęły.
Chaosie!
Przybyłam.
Ciemna otchłań,
cienka linia,
to nie piekło.
Ogień ogniem,
woda wodą,
ma stalowa zasada.
Gubię czątkę, nie zapomnij,
ona jest do oddania.
Ale...nie wiem komu.