Deszcz znów spadł na ludzi miasta mrów
Wokół słyszę szum, szelest ludzkich mów
Szept płynący z tysięcy głów
Turkot i świst jadących kół
Potok pędzących aut
Liczących na zielonego światła fart
Stoję i widzę jak mija mnie ten tłok
Pędzących przed siebie, zapada zmrok
Świecą się neony, emanują blask
Nie wiem...
Czy dziś zobaczę połysk gwiazd?
Opieram się o stary mur
O budynki nasiąknięte przeszłością
Ludzkości historii bytem
Dziś stoją tak dumnie, stoją...
Mijają powoli szybko mijane
Mrok nie dociera do tego skupiska mas
Nie widzę gwiazd – nie dotarło więc i światło
Na ludzkich twarzach widzę
Miłość i nienawiść, której się brzydzę
Sam stoję pozbawiony emocji
Martwy Człowiek Bez Twarzy
To co czuję do miasta zachowam dla siebie
Nie jest one niczemu winne
Jest nazwane jak inne
Nie jak ludzie
Bezimienni miasta łowcy
Łowią w tym szumie, blasku i tłoku
Znajomych uśmiechów, spojrzeń, kroków...
Też szukam wciąż Ciebie
Lub choć marnej Twej namiastki
Cokolwiek z Tobą, o Tobie
Spędzam czas w miejscach
W których bywaliśmy
Czuję się samotny w mieście,
Do którego nie dociera blask gwiazd
Samotność w tłumie
Chciałbym Ci coś powiedzieć
Ale nie wiem czy umiem
Chciałbym i Cię usłyszeć
Słyszę szum – on wypełnia ciszę
Brak mi Twego wsparcia
Wewnętrznego oparcia o coś
Tak brak mi sensu...
To miasto pożera mnie
Zmusza do milczenia
Tak mija dzień za dniem
I nic się nie zmienia...
12.10.13r.