Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Piotr Paschke

Użytkownicy
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez Piotr Paschke

  1.  


     

    Spogląda poprzez łóżko

    jak na chwast

     

    jeszcze dzisiaj wtuli się w poparzony dzień

     

    na skraju swoich zmarszczek

    jedną z wielu codziennych zachcianek

    przypudruje pierwszy szczebel

    z rozklekotanej drabiny seksu

     

    Zachwaszczone szczęście

    pełne tonących drabin do nieba

    spisane rozsądkiem niczym intercyza

     

    Spogląda wprost

    w mój odmieniony przez przypadki

    fałszywy uśmiech

     

    niezgrabnie przeszukuje ten lód

    moje blade dno jej własnej duszy



     

    A chwast rośnie powoli

    niczym fałszywa bryłka złota

     

    niczym złota rybka

  2.  


     

    Moje Stonehange,

    wydeptany krąg w podłodze małego pokoju,

    gdzie światło przenika w stopy ;

    wiodę je tam,

    donikąd .

     

    Wyuczę je bezbolesności,

    wychodzenia w niepamięć ;

    poznają wszystkie moje pęknięcia,

    spiłują wszechświat płuc,

    choć boją się nawet głośniej odetchnąć -

    wydech czai się w półmroku.

     

    Stopy wycharczą odległość,

    oczekiwanie na resztę ciała.

     

    I we mnie ciaśniej

    od perfekcyjnie zagranej twardości okręgu.

     

    Kamień - zatrzymana w kręgu pamięć,

    pamięć - wszystkie przegrane po drodze oddechy,

    oddechy - szansa na wzajemność powracających tu ciał.



     

    Kiedy się na chwilę zatrzymam

    nie zapytam martwego niemowy

    o właściwą drogę.

  3. Supergramatyczność


     

    Powiem coś, a zaraz padnie pytanie;

    trudniejsze od pytań są domysły.

     

    Skończmy już z tą super gramatycznością,

    żadne głoski nie wchodzą w rachubę;

    jedynie siła ma siłę przebicia,

    zwłaszcza, kiedy myślę jak bić potrafi..

     

    Smak pytań jest już egzotyczny,

    tylko piwo smakuje jak dawniej,

    jak dawniej palenie powoduje raka,

    a raki są różne, bywają też rzeczne;

    mam w sobie jednego z nich,

    błądzi w tył, jak zarost po bez męskiej wyspie,

    odruchowo ssie żywiciela,

    drga niczym hektar owłosionej dłoni,

    osłonięty wstydem o ułamek sekundy za późno.

     

    Ma jednak coś wspólnego z początkiem życia;

    zaiste, prawdą jest natomiast jedno męskie jądro

    dające mu początek i określony czas.

     

    Zostaw tu, na wyspie, skarb z kawałka siebie,

    dotknij skóry kobiety, jak się dotyka samego środka wulkanu,

    zwierzęcia zaszczutego przez sforę,

    kończyny o martwym krwioobiegu.

     

    Noc wygładza ciało,

    by przy porównaniu śniadania z kolacją

    męska racja ponownie nie chorowała na artretyzm.

  4. Megalotermia


    Niczym krawiec serca, krajczy lekkich koni,
    co imają się znaków na końcu swej drogi,
    podkową zbyt ciężką dla takiej pogoni
    oddaję Ci ciało w ciężki zastaw progu

    by już przestać pytać, jak się kraje pióro,
    jak ponieść podkowę wysoko nad głową,
    by się opowiedzieć pegazom jak szczurom
    jak dni w próg wrastają, zgięte nowomową.

    Dziś muszę ukroić, gdzieś, z kawałka siebie,
    dla siebie samego kilka łat z pamięci ;
    bososkrzydły pegaz – szczur, zastygły w niebie,
    pod piórem przestrzeni nieustannie nęci.

    Naprzeciw czekania i serce nie stanie.


    Pegazom, jak szczurom, samotne konanie. 

  5. Gdy poeta odszedł zbyt nagle, po cichu,
    zostają zakładki ksiąg niedoczytanych,
    pomysły, pośpiesznie spisane na strychu,
    rozedrgane myśli, parę słów nieznanych.

    Poeta odchodzi. Obcy usuwają
    włosy, co przywarły na starych poduszkach.
    Zagnieżdżone słońce, które innych budzi,
    pieści żarem ciche ślady po opuszkach.

    Kiedy go tu nie ma bezmyślne persony
    palą w jego piecu notatki i listy,
    sny o jednym wierszu, pisanym przez lata,
    co miał być, po latach, dziś na ustach wszystkich.

    Usuwa się jego stare pamiętniki,
    wyrzuca jedyny krawat i koszulę,
    zapałki, noszone w portfelu zapiski
    i zdjęcie kobiety, połamane czule.

    Odchodzi poeta, a ze starej szafy
    ostatni raz na spacer idą jego buty,
    stary, spruty sweter rękawy przeciera
    a fotel i biurko idą spać na skróty.

    Umiera poeta. Nikt już nie podlewa
    w całym domu jednej, lichutkiej paprotki,
    darte są dyplomy, jakieś zaświadczenia,
    niknie legowisko ulubionej kotki.

    Nie jemu znów biją te dzwony w niedzielę.
    Zetlałe wycinki znów odrobią dniówki.
    Spieszący donikąd nowi właściciele
    na drzwiach odrapanych zmienią wizytówki.

    Za tydzień zdziwiony zamilknie telefon,
    zaniknie na ścianie pan zegar z kukułką
    i inną się treścią zapełnią szuflady,
    nową warstwę farby zauważy biurko.

    Znów promyków światła będzie tu za mało,
    niemych myśli wyjdzie zatarta podnieta
    bo nic się dla świata naprawdę nie stało.
    Świat się nie zawalił. Tylko zmarł poeta.
     

  6. Wciąż szukasz schronienia

    w takiej odległości -

     

    jakie to szczęście być ufnym

    w tylko takie drżenie rąk.

     

    Bezbarwne Ty

    w tworzeniu własnego ja

    niecierpliwie rozmyte przez czas.

     

    Odległość - -

    wielka bruzda osuwająca się

    na kolana.

    Schronienia nie będzie.

     

    Ręce drżą

    by mimo wszystko nastała

    Twoja pora dotyku

     

    Dopiero wówczas nauczą

    pokory..

×
×
  • Dodaj nową pozycję...