Niech patrzą, niech widzą
Jak fantastycznie gram
Raz śmiech, raz łza,
Ruch gwałtowny acz opanowany
Kreacja leży jak ulał
Żaden szew, żadna metka nie uwiera
Lecz z boku zwisa jedna nitka
Nikt o niej nie wie
Chowam ją pod pachą
Wtem podejdzie ktoś od tyłu, zauważy, pociągnie
Ujawni kawałek skóry cienkiej i bladej
Trochę zimno
Ktoś drugi przelotnie dotknie
Zaswędzi, podrapię
Zrobi się czerwone
Ktoś trzeci sypnie trochę soli
Zapiecze, podniosę rękę by podmuchać
Rozpruje się dalej
Ktoś inny zauważy, szarpnie, odsłoni więcej
W panice spróbuję się zakryć, będzie zamieszanie
Ktoś ostatni bez skrupułów całkiem obnaży
I wszyscy zobaczą, że stoję całkiem naga
Tak naga, że aż przezroczysta