i obudziłem się,
choć pan obok jeszcze śnił,
pół jasno, przez chumry mrok...
za oknem leciał czas,
razem z rześkmi kroplami,
lecą kilometry, choć ciągle ich setki...
pomazana szyba,
przemoczony, rozmywa się obraz,
dalekich świateł, lub ich brakiem...
a ja pędze dalej,
nie myśląc co, gdy już stanie,
zatrzyma się, moja ostatnia chwila...