Tak bardzo płonę ogniem Twoim
Spala on moje serce i nogi
Zmusza i gotuje mnie On do drogi
Rękę moją zaciska w głaz
We łzach widzę chyba Twoją twarz
Dla Ciebie przejdę pielgrzymów szlaków szmat
W ogniu z krzaka chcę się palić
Lecz wiem - Twój ogień mnie nie strawi
Ludzi wzrok powietrzem mnie dławi
Krzyż swój poniosę, o ciężar win proszę
Lecz czemu jestem pod ciała kloszem?
Czemu więcej ponieść na barkach nie mogę?
Chcę wybrać tę stromą i trudną drogę...
W górach ukochanych najcięższy szlak
Co nikt nim nie szedł jeszcze
Nieodpornie i czule tam zwiędnę
Żebyś Ty zakwitnął tam swoim pięknem
Zielenią i bielą niech się polany mienią
ludzkich serc te polany niech się pierzą
Niech potok z mojego serca wzbierze
Porwie on wszystko, cały brud zbierze
Nie chcę nagrody w żadnej mierze
Bo nagrodą jesteś Ty w którego wierzę