Samotność mych wspomnień
Samotność bywa jak ogień wnikliwa,
Cicha i niema, jak posąg zdradliwa.
Kłania się nocy i czarnym jej cieniom,
Szepta do ucha goryczy strumieniem,
Serce zatyka i oczy zasłania,
Czas zatrzymuje, wspomnienia odsłania,
W prochy obraca promienie nadzieji,
Czarnym płaszczem pod stopy się ścieli,
Gardło zaciska i oczy osusza,
Jak ciężki obuch otępia, ogłusza,
Zręcznie nawleka nici nicości,
Palące igły zagłębia w me kości.
Bezwolnie poddaje się czarnej jej władzy,
Tańczący na niciach, cóż dzisiaj znaczę?
Kukiełką jestem, mam ręce związane,
Rysy mam sztuczne, dorysowane,
Twarz wyrzeźbioną dłutem szarości,
Rylcem rutyny i codzienności.
Twarz bez wyrazu, ciało bezwładne,
Na niciach jej tańczę i tańczę aż padnę.
Może me ciało w proch się zamieni?
Może je wiatry rozwieją po Ziemi?
A tam gdzie spadną, zakwitną pomniki,
Ku jej to sławie, jej pracy wyniki,
Samotne posągi wśród mgieł i wśród rosy,
Samotne pomniki, samotne me losy.
A wśród nich chłopiec z rozwianą czupryną
Za piłką biegnie gdy dzień się zaczyna.
Niewiele wiedzący o świecie i ludziach,
Niewiele wiedzący o przyszłych bezludziach.
Nic nie wiedzący o przyszłych przeżyciach,
Spotkanych ludziach, nowych odkryciach.
Niewinny w tym świecie pełnym ciemności,
I czysty jak łza w swej niewinności.
Lecz lata go skażą i naznaczą bliznami,
Zawiśnie na niciach, znaczony też łzami,
Jak marionetka zatańczy na żyłkach,
Bezgłośnie szepcząc, że to pomyłka.
Do swoich wspomnień wtedy powróci,
Żyłka nim szarpnie, ciałem podrzuci,
Zobaczy chłopca z rozwianą czupryną,
Szczerbatym uśmiechem i wieczną anginą,
Zobaczy kolegów, podwórko, boisko...
I z łzami zapyta,
Kto skradł me dziedziństwo?