Przyszedłem, na pracy ciężkiej miejsce.
Patrzę na szkolne mroczne wejście,
gdzie ludzie wbiegają na wszelkie sposoby,
bo zamiast spóźnień, do uwag mają inne powody.
Ucichła nagle rozszalana dzicz.
Nikt nie zamierza już teraz ryć.
45 minut spokoju rajskiego,
tak bardzo dla mnie beztroskiego.
I znów przerwa nastała,
ktoś śmiecie wszędzie rozwala.
I idą tak zwani szkolni bossowie,
przez nauczycieli nazywani po prostu "gnoje".
Zastanawiam się kolejne godziny,
dlaczego na nich tak lecą dziewczyny.
Ten brud, ich chód i bezczelne chamstwo,
wielkie gangsterskie szkolne państwo.
Po pewnym czasie, o jedno piętro niżej,
krzyki i śmiech nagle słyszę.
Schodzę i widzę, jak komuś ukradli jakieś rzeczy,
i to wszystko dla wzajemnej podniety.
Później już ich wcale nie widziałem,
z chęcią o tym wszystkim zapomniałem,
ale.. jakże piękny widok mnie zaraz spotkał,
wart więcej od najszczerszego złotka.
Inteligentna rozmowa,
ktoś kogoś normalnie woła,
uśmiechy, śmiechy, zaloty
i nie jest to dziwaków zmowa.
Pracy mej nadszedł niestety kres,
pożywną kanapę mogę już zjeść.
Boli mnie jednak myśl jedna -
jutro również mnie będzie dotyczyć ta szkolna tragedia.