Codziennie wieczorem obiecuję sobie, że ulepię jutro
Krainę w kolorze twoich oczu. Potem szukam pulsu
Na kołdrze. Oddycha. "Przyjedź już! Zaczęło się!"
Jedno szybkie cięcie. To było takie zwierzęce.
Ten zwierzęcy jęk. A myślałem, że w piekle śpiewa
Się po niemiecku. W zamrażarce jedna na drugiej
Leżały żyły ze skroni, szorstkie języki, bruzdy na
Policzkach. I to głuche dudnienie. Tętent.
Nauka dotyku. Meszek na czole. Miękka skroń.
Spuchnięta. Niebo jest na końcówkach włosów. Szept.
Przy odkurzaczu usypiała najszybciej. Wkładam kosmyk
za uszy. Jej zapach czuć już w pokoju. Robi mostek,
A mi serce staje. Gryzie świeży groszek. Miała sześć
Chomików. Tylko jeden dotarł do morza. "Wstawaj!"
Proszę o usprawiedliwienie. Wciąż powtarzam przez
Sen: "Mamo, spakuj mi blok rysunkowy".