Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Untitled U.

Użytkownicy
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Untitled U.

  1. Tak jakoś. Zgadzam się.
  2. nie rozumiem, przepraszam..
  3. Życie to tylko krótki sen, I nie krzyw się, Bo los dla ciebie Wybrał właśnie ten. Poczkaj.. Poczekaj aż upadnie ostatnia lza.. A zakończy twoje senne życie właśnie ta..
  4. Nie mniej jednak dziękuję za odpowiedź!
  5. mam prawo pisać przeciw panu. miał swoją szansę. ale dzięki za przeczytanie.
  6. Zagubiona kukła leży na strychu sama. Niepotrzebna, samotna, leży w ciszy. Dla niej zbędna inna kukła każda. Otulona jest, w zakątek najciemniejszy. Uśmiecha się i płacze, wciąż tak samo. Lecz bez uczucia, bez życia w sobie.. Obojętne stało się jej to wszystko. Innych kukieł już ma dość - nic nie powie.. Każdy człowiek doświadczyć musi zagubienia.. Lecz to z własnego życia czerpię swe natchnienia. Bo w ciemności utknąłem ja. I poza tym nie ma sensu puenta ta. To tylko ostrzeżenie dla każdej kukły.. Żebym tylko ja był taki jedyny marny..
  7. Zabiera wszelkie możliwości Suszy człowieka, łamie kości Przychodzi jak śmierć, lecz na dłużej, Wielokropek stawia duszy waszej... Zamiera wszystko, wyciągasz szminkę I bawisz się, w nic; tylko krótką chwilkę Tłumaczysz się, to nic takiego, Tylko parę godzin z życia swego. Powiem. Nuda dla człowieka wstrętem. Lecz dla mnie - pięknem. Dla mnie "nic nie robić" To robić to co kochać. Lub kochać to co robić. Dla mnie nuda to stan euforii. Spojrzenie za choryzont, tam, w oddali.
  8. Meet my God, he aint just good, He don
  9. dla wątpiących, nie jestem fanem zaćmień zmierzchów czy czego tam jeszcze. dodaję po prostu jak ktoś ma ochotę coś przyjemnie poczytać. napisałem dosyć dawno, chyba nie zamierzam kontynuować, a przynajmniej w danym momencie nie mam na nic czasu. jak ktoś będzie chciał "pożyczyć" czy "podkraść" coś to bardzo proszę, tylko napiszcie w razie czego. nie chcę i nie mam zamiaru być niemiły. PROLOG Bezsilny wiatr głaskał łagodnie albinoską cerę Faust'a, który odpoczywał leżąc pod murem posiadłości, koło dębowego drzewa. Niebo przyodziało już ciemniejszą szatę, ale jak zawsze, siedemnastoletni, zamknięty w sobie, mroczny chłopiec, nie bał się niczego. Ból był dla niego codziennością. Zapomniał co to strach. Pijąc własną krew zapomniał co to emocje, uczucia i miłość. Kochał. Kto mógł przewidzieć jej śmierć? Faust zawsze był mroczny, ale kiedy ona została wypisana z jego księgi życia, ostatecznie postawił kłódkę na swoje serce i zamknął się w sobie. Był nikim. Cały świat odrzucił nieszczęśliwe dziecko w wieku 9 lat, kiedy zamordowano jego rodziców. Jego nazwisko stało się jego przekleństwem. Ostatni członek rodu von Monto – zapomniany. Polska 2006 rok. Gdynia. Jedyne, co Faust mógł zagospadarować, to małą posiadłość na południu miasta. Za źle uprawianą działką wznosił się świerkowy lasek w którym osierocony młodocian często przesiadywał czytając niejedno literackie dzieło. -A ten znowu za swoje? - wrzasnął wybuchając szyderczym śmiechem jeden z ulicznych zbójków, do reszty swojej kampanii składającej się z 3 osób włącznie z nim. -Oliverze, może poślemy go na tamten świat? - zapytał drugi, podtrzymując śmiech poprzednika -Nie! Będziemy mieć problemy!... -A więc... Oliverze Corvus... - powiedział unosząc oba końciki ust, Faus – Chcę twojej krwi... -Co?! Krwi?!... - wrzasnął ze strachem w głosie trzeci osobnik bandy Olivera. -Uspokój się! On nie jest wampirem!... - krzyknął odwracając się do dwójki przyjaciół -Skąd wiesz?... - szepnął po czym bezszumnie wskoczył na obie nogi. Oliver kiwnął głową, Faust zrozumiał od razu, że to jakiś znak. I rzeczywiście, wszyscy trzej wyjęli bosaki, na takie wyglądały dwudziesto centymetrowe nożyki z rękojeściami o podobnej długości, ozdobione niebieskimi wstążkami z jakiegoś szlachetnego materiału, Faust na oko nie mógł rozpoznać, z jakiego. Wiedząc, że kiwnięcie głową to sygnał grupy, na jakieś niezindefikowane działanie, samotny chłopak wyciągnął zza luźnej, wełnianej koszuli katanę. Więc uzbrojenie się nastało w tym samym momencie. Nie chcąc zbędnych świadków spokojnym krokiem, nie dobywając ostrza egzotycznej broni, ruszył do bramy swojej posiadłości, a po tym jak był pewny, że wyszedł za pole widzenia przechodniów, pobiegł na łąkę za domem, bandziory dotrzymali mu kroku. Jeden z nich znacznie wyprzedził swoich towarzyszy i wymachując ostrzem chciał sięgnąć pleców wroga, ale tracąc pełnią kontrolę nad prawidłowym oddychaniem, nie zauważył, jak ciemna sylwetka sprawnie i gwałtownie odwróciła się i błyszczącym ostrzem rozpruła jego wierzchnie ubranie i zrobiła kilku centymetrowe wcięcie w ciele, w całą długość wszerz. Trysnęła krew. Upadł na nierówną glebę. Jednego mniej... - szepnął sam do siebie łagodnie się uśmiechając. Na nastepnego nie czekał długo. Ciężko już dyszący młodzieniaszek otrzymał przebijający cios mieczem samurajskim. Ostrze przeszło obok serca. Faust posłużył się lewą nogą, którą oparł się o prawy bark przeciwnika i wyjął miecz samurajski. Ciało z głuchym krzykem opadło na grunt. Oliver widząc łatwość posługiwania się zabójczej broni przez Fausta i śmierć dwóch sprzymierzeńców odwrócił się w kierunku bramy... Gdzieś się wybierasz?... - szepnął Faust jakimś cudem hipnotyzując i unieruchamiając ciało Olivera stojąc ściśle przy jego plecach. W półmroku wgryzł mu się w gardło. Strumienie krwi wylewały się, bo młody wampir wygryzł dziurę w szyi. Odchodząc wypluł kawałek materii, przed czym ją przerzuł i wyssał z krwi. Zanosząc ciała do lasku sprawdził czy nie żyją. Dwoje pocięci nie oddychali. Oliver dziwnie warczał i ryczał. Umiejętnym i pewnym ruchem został pozbawiony głowy. Wszystkich spalił. ROZDZIAŁ I Nikomu nie życzę źle i nikomu dobrze. Trzeba mieć dystans do ludzi. Z moich badań wynikało, że istota mojego gatunku nie odważyła by się mnie tknąć gdyby nie moje niestosowne zachowanie. Spotkałem dwóch wampirów w czasie mojego nędznego żywota, obydwie były płci żeńskiej, ale nie zasługiwały na życie, więc ich takowego pozbawiłem. To nie było trudne. Z tego co zdążyłem odkryć, to były siostrami pozbawionymi rodziców. Nie dziwię się, że ich przodkowie zostali zabici, zapewne przez osłabioną czujność zostali oskarżeni o niewierność Bogu, jeżeli takowy istnieje, i skazani na śmierć. Wywnioskowałem, że muszę stłumić potrzebę krwi do minimum i ograniczać się ptaszkami co sami wlatują na mój talerz. Oliver i jego przyjaciele, są doskonałym tego przykładem. Co prawda, zbili mnie przed tem kilkakrotnie, ale czekałem na odpowiedni moment i jak najmniejsze ilości niepotrzebnych świadków. O ile dobrze pamiętam, a moja pamięć nigdy nie zawodzi, to nie zbytnio się przejąłem likwidacją trzech osobników, ponieważ byli oni wrogo nastawieni do mojej skromnej i pobłażliwie mówiąc, neutralnej persony. Zabójstwa w naszych czasach się zdarzają, lecz większość z nich nie zostaje udokumentowana przez media. Rodziny trzech ofiar wkrótce zauważą ich nieobecność, chociażby podczas wspólnej kolacji, ale wątpię, że tak od razu. Pierwsze co im przyjdzie na myśl to zapewne alkochol. Usunąłem wszelkie ślady więc problemów nie będę miał. Zawsze staram się działać rozsądnie. Nie wiem od kogo otrzymałem ten dar, że jestem jaki jestem, ale jestem mu wdzięczny, więc idiotyzmem by było nie korzystać z tego co się ma. Ludzie się pocieszają tym że nie istniejemy, ale nasz gatunek co prawda mało liczny, ale potężny i kto wie, może uda nam się rozpocząć nową erę.
  10. Zagubiona kukła leży na strychu sama. Niepotrzebna, samotna, leży w ciszy. Dla niej zbędna inna kukła każda. Otulona jest, w zakątek najciemniejszy. Uśmiecha się i płacze, wciąż tak samo. Lecz bez uczucia, bez życia w sobie.. Obojętne stało się jej to wszystko. Innych kukieł już ma dość - nic nie powie.. Każdy człowiek doświadczyć musi zagubienia.. Lecz to z własnego życia czerpię swe natchnienia. Bo w ciemności utknąłem ja. I poza tym nie ma sensu puenta ta. To tylko ostrzeżenie dla każdej kukły.. Żebym tylko ja był taki jedyny marny..
  11. właśnie nie wiem czemu takie krzaczki, kopiowałem z Worda, nie powinno taiego czegoś być ale no jakoś to wyszło, przepraszam.
  12. Czemuż to nie filmem… Krótkie długie, pojebane… Zwane jednym pierdolonym bałaganem… Życie nasze ukochane. „Rób co chcesz”, usłyszeć wreszcie chciałbym… Ale nie bo kurwa zasad setkę, drugą przestrzegać trzeba… Zjebałbym to życie. Tak po prostu tak bez zastanowienia, tak bym… Zwane jako tako, życie nasze, błogosławieństwem z nieba. Chciał bym, marzyć, i marzeń spełnianie widzieć… Tak po prostu. Choć na chwilkę ten jebany uśmiech na twarzy poczuć… Ale widzę na ogół stworzenia zdolne tylko nienawidzieć… Chciał bym. Dał bym. Im jedno z moich wielu uczuć. Co się będę. Też nie jestem wzorem, też nie jestem ideałem… Huh… Z daleka trzeba się od tego słowa trzymać… Słyszałem je wielokrotnie, choć słyszeć je nie chciałem… Nie ma to jak wciąż przegrywać, wciąż nie trafiać. Lecz co się będę martwić… To tylko sen… On mnie nie ma trapić… To ostatni. To jedyny. To tylko jeden taki ten…
×
×
  • Dodaj nową pozycję...