Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dawid_Mirowski

Użytkownicy
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Dawid_Mirowski

  1. odebrało mi mowę bo mnie nie wziąłeś
    plączą się języki jak te kolorowe lampki
    o których mówiłeś że mi dasz, że będzie ciepło

    uciekam się już tylko do uśmiechów
    po których zostają mi nocne grymasy do rana
    zalepię te dziury, twarzy ci nie dam

    nic ci nie dam, ale i tak nakryjemy się kocem
    będę udawał rzeźbę greckiego bóstwa albo jezusa
    bo cierpię za te miejsca w których nigdy się nie spotkamy

  2. wieczory nie odznaczają się żadną granicą
    jest chyba trzecia albo szósta noc czy dzień
    nie robię ci nic więc na mnie nie patrz
    nie zrobię ci już nic więc na mnie spójrz

    stukam tylko namiętnie w klawiaturę piszę kogoś bliskiego
    wiem - wyobrażam sobie za dużo, ciebie na suficie, na ramieniu
    robię sobie i tobie herbaty, wypijam chciwie i tłukę filiżanki
    na sobie za ciebie


    wciera się we mnie szkło
    czerwienisz się ze wstydu
    za mnie

  3. piękny byłeś jeszcze przed wschodem słońca
    w dni takie jak ten uciekaj gdzieś
    dadzą ci więcej wrażeń nocy i sensu
    którego u mnie brak z powodu romantycznej gorączki

    pytasz - ale co to jest za życie
    można się wygodnie ułożyć ale do snu

    snów masz miliony i jeszcze tyle na twojej głowie
    że ja się już nawet drapię
    po szyi mi nie skacz na plecy mi nie patrz w oczy

    mówię - trzeba zrobić rachunki
    otworzyć okna zamknąć drzwi

    apollem nie byłeś nie mogłeś choćby aresem
    ale ja morza nie lubię nad górami bym latał
    ptakiem nie jestem kiedyś byłem różą

  4. proszę nie pytaj, tak było dobrze jak zawsze
    ale wiesz, że oprócz tej twojej mam też
    serce, którego nigdy nawet nie dotkniesz

    a wiem dobrze, lubisz mnie dotykać, najgłębiej
    jesteś jak kaflowy piec, parzę się
    pocisz mnie do ostatniej kropli, jeszcze chcę

    albo wcale nie chcę, dojdziemy innym razem
    na szerokie horyzonty nie tej sypialni
    nie tego mieszkania, wyobraź sobie, że płynę po szerokich wodach

    nie, nie pojeżdzę, odpływam, zrozum
    rozbiera mnie tylko teraz smutek
    bo skończyłeś tym razem za wcześnie.

  5. to takie niebywałe
    blichtr, światła gwiazd, twój gwizd
    szybki krok, zdążymy, zobaczymy te wszystkie niebywałe prowakacje
    wcale nie jest mi zimno, kochanie, nie powinniśmy chyba obnarzać się sobą ze sobą. to nie ten kraj, nie ten obyczaj.

    zrobię ci zdjęcie, zobacz jaki jestem przy tobie szczęśliwy. uśmiechnij się, ale szczerze.
    szczerze to chce mi się rzygać, za dużo alkoholu.
    za dużo tego dobrego. dobrze się ustaw, nadstaw.

    nie odtworzę nigdy tych zdjęć z pamięci, bo nie mam siebie na przekór twojego życzenia o kolejnym spotkaniu za rok, z okazji mojej choroby.
    mamy po dwadzieścia parę lat i po kilka snów o sobie.
    nie chcę cię budzić krzykiem, że mi się znów nie śniłeś

  6. masz takie oczy czerwone
    jak cegły w murze
    grochem o ścianę w ciebie
    cement wsmarować
    żebyś zastygł choć w tym kolorze

    żebyś z zieloności po czerwoność
    w nijakość się nie zmalował

    chodź
    zasklepię cię z tym widokiem
    zdjęcie czarno-białe jesteś czarno-czarny
    barwniejszy tylko mój uśmiech

    gdy piszę na ścianie
    słowa wybrakowane kolorem twoim
    jednak sensu brak

    jednak zgniłeś przed tymi słowami.

  7. Na wstępie - dziekuję za komenatrze i liczne (chyba) odwiedziny!

    Tak, tak, to nie debiut w wierszowaniu. Musi być "jeszcze" i już :)

    tyka tykaniem - widzę, że obok, czułem że muszą się zetknąć.

    o te potknięcia też sie potykam, rzeczywiście, brzmi tknąco niezachęcająco, ale, no cóż!

    ostatni komentarz pana Sylwestra uderza w 9, a to już blisko do 10, albo i nie?
    może lepiej zostać gołosłownym.
    :)

  8. gesty topniały w półuśmiechu,
    żałosnym oczekiwaniu.
    tej pory roku nie da się odczarować.
    zawsze separujemy się wcześniej, zawsze
    zamarzam jak posąg z wyrazem wątpliwego triumfu.

    ulewam się już do połowy piersi,
    odkryta twarz zauważa słońce,
    jeszcze nie grożę palcem,
    pachnie popsutym mięsem.

    co zrobić z czasem, zegar tyka,
    tykaniem mnie nie zadowolisz.
    ja chciałbym wrzątku w sercu,
    płukania żołądka, popłuczyny dotknięć,
    po których od końca marca mam wysypkę,

    tam gdzie nie dochodzi słońce,
    gdzie nie dochodzę.

  9. Jest syndrom przebudzenia, ale nie przebudza.
    A król śniegu panuje całorocznie,
    cykliczność to tylko królowa
    - została po niej mokra plama -

    Ale jest w końcu przebudzenie,
    w środku lata, w upale,
    obok króla, którego nie topi nic.
    Serce - powiada - zostawiłem na zawsze,
    w wysoko niedostępnej chłodozamrażarce.

  10. zabierz ręcę, lepiej będzie nie czuć na jakiś czas.
    zręczniej byłoby jedynie opuszkiem poszukać wypustki na głowie,
    bo dostało się po, a samo goi się za wolno.

    całym mnie nie bierz, zabierz lepiej siebie, weź urlop.
    to taki cudny kraj, masz wiele dróg do przejścia, jeszcze.
    majowy chłód kłuje bardziej niż tamten listopad, naprawdę?

    słońce sili się na dobry dzień,a ty jeszcze nie odjeżdżasz.
    nie zostanę tu przecież sam, zawsze mogę wyjść nad ludzi.
    teraz jedź, bo powietrze zgęstniało, nie mam już płuc do ciebie.

    naprawdę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...