Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kryty Niekrytyk

Użytkownicy
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kryty Niekrytyk

  1. KLATKA Gród wielki na górze niegdyś jego jedynie Pieśń posępną przyniosły skrzydlate erynie W dyby drewniane został spętany W okół niego puste nieludzkie jedynie kurhany Przyjaciel najbliższy, choć dawniej tylko kolega Cień istoty w dybach teraz spostrzega Gdzie doszedł po tylu lat setek Gdzie znalazł ku działaniom swym pretekst Skruszony choć jak diament dawniej twardy Jedynie ciemne w jego duszy barwy Pyta sam siebie co ma teraz uczynić? Może to czas… by życia przeciąć nić? Składa resztki kiedyś wielkiej siły Kolejne ofiary Kata się pozbyły Sam w około nikt żywy nie pozostał Kamień stępiony w kieszeni się ostał W nim cała nadzieja nikła została I jest wciąż, choć już chyba za mała Metro [center]Sunąc po Wrocławiu... Ilu ma mnie w mniemaniu? A który w głębokim poważaniu? Życie polega na nieustannym graniu... Postaci nowszych w stosunku do nowych... Czas może pozbyć się masek mych starganych... Ich część mi potrzebna bo ciężko żyć bez zasłon... Dość mam nakładania masek naprzeciw marazmom!!! Do Wiedźmina Geralta z Rivii mnie ciągle porównują... Troje jak trójka wspaniałych a się między sobą nie znają... Wrzeszczą mi w twarz prosto że w zdaniu jestem stały! Zalety wymieniają wady jednakże też oczywiście... Że ogólnie "Panie człowiek z ciebie wspaniały!!!" Czemu nie widzę iż taki jestem rzeczywiście...? Nie mówię tego trójce jedynych słowa nawet! Co robić? Jak górnolotne marzenia zgonić? Wyżej nie mierzyć i z resztą się mierzyć? Czego to wszystko może dotyczyć... Światem ja jestem czy mną świat? Ja czyli mój własny autoplagiat? Czy był ktoś przede mną tutaj? I będzie ktoś po mnie tam? Przechadzał ktoś tędy? Świń tylko spędy! Pytam! którędy? Mrok i rzędy... Me... obłędy.[/center] Samotność pośród tłumu Ludzi całe stada! Cała ich wokół nas gromada Pytam więc dlaczego żaden z nich się na nic nie nada Ktoś chwilę dalej się od nich na podłogę przewraca Dystans między nim a nimi się o trochę nie skraca Unosi białą, cherlawą dłoń nieśmiale ku górze Tamci... nań bystro patrzą choć nic naprawę nie widzą Dłoni cherlawej chwytanie przecież przeciw naturze! Sami w swej naturze Nawet jak kiedyś już z upadku wrogo nie szydzą... Pomocy Ci ludzie w kapturach sami się wstydzą Choć do włosów siwych daleko już wcale nie widzą Brną ku szarości zapominając o swej wartości Coraz bogatsi nawet piękniejsi wyżsi od... reszty! Zatraceni do reszty Mimo setek wywodów w tym czasie wygłoszonych Brak u kogoś z ogółu tłumu postaw zachowań nowych... Słowa te słowo w słowo w nim się wysłowiły I choć bardzo w nim się wzburzyły... wstał z podłogi A potem skierował swe nogi na przed chwilą drogi Zgubieni w bezsensie Mesjasz z Aneksu Przybył młody jeszcze wtedy Mesjasz z aneksu Do działania przystąpiwszy bez ni jednego podtekstu Nie przygotowawszy nawet żadnego działania konspektu Od czegoś prostego, też dostojnego trochę ciekawego chciał podjąć Lejców limuzyny długiej, szerokiej i czarnej to zaraz pobiegł się dojąć Zdziwił się sam sobie i jemu gdy człowiek w garniturze pensje jął napocząć A co to a co to ta pensja? Te pieniądze o których rozmowa nasza rozciekawia I po co i po co u pana agresja? Czemu pan pięści ku mnie przedstawia Cała mianowicie mnie pańska postawa bezmózgowia jakoś takoś zastanawia Tak właśnie mu smutna ta masa bezduszna odpowiedziała pustymi słowami Rzucając jak małpa zółciastymi bananami schematycznymi schematami Jak taser amperami pluł dalej bez przystanku sztampol pierdołami Nie wiesz? Mamona, zielone, grosz, forsa, kapitał? Gdzieś Ty się durniu zaplątał? Na drzewie tysiące dwa latów siedziałeś? Gdzie ludzie są nie wiedziałeś? Chyba bez reszty do reszty durniu zdurniałeś! Przybył siwy już po trochę Mesjasz z aneksu Do działania przystąpiwszy bez prawie jednego podtekstu Przygotowawszy tym razem dziwnego trochę ludzkiego dialektu Od czegoś prostszego, acz dostojnego trochę ciekawego chciał podjąć Pozycję jako woziciel tym razem trochę przystępniej, posępniej się zająć Zdziwił się sam sobie i jemu gdy ktoś w ciemnym nakryciu miejsce jął objąć Daj mi swoje dobra, portfel, telefon inaczej czeka Cie istna makabra I po co i po co u pana agresja? Czemu pan metalowe przedmioty ku mnie przedstawia Cała mianowicie mnie pańska postawa bezmózgowia jakoś takoś zastanawia Tak właśnie ludzkimi jego tym razem osoba odpowiedziała pustymi słowami Rzucając jak małpa zółciastymi bananami schematycznymi jeszcze bardziej schematami Jak taser amperami pluł dalej bez przystanku on jak tamten sztampol pierdołami Nie wiesz? Dorożkarz? Mamona, zielone, grosz, forsa, kapitał? Gdzieś Ty się durniu zaplątał? Na drzewie tysiące sto latów siedziałeś? Gdzie ludzie zwykli byli i są nie wiedziałeś? Chyba bez reszty do reszty... strzał i zgasło purpurowe światło, które wcześniej zastałeś Przybył siwy już całkiem nie całkiem Mesjasz z aneksu Do działania przystąpiwszy z garściami całymi podtekstu Przygotowawszy teraz więcej dziwnego już mniej ludzkiego dialektu Tym razem rozmowę z kimś od siebie zdaje się mądrzejszym chciał zacząć Pozycję na kolanach tym razem znacznie bardziej przystępniej, posępniej się zaklęknąć Zdziwił się sam sobie i jemu tym bardziej gdy ktoś w czarnej suknii miejsce jął za kratą objąć Powiedz wiedzo powiedz prefekcie ludzi rasy czym jest ta nieustanna pogoń do tak zwanej kasy A jaka a jaka jest pana profesja? Odpust czym jest i czym jest darowizna która pada z pana ust Cała mianowicie mnie pańska postawa bezmózgowia jakoś takoś niż wcześniej nie zastanawia Tak właśnie jego tym razem osoba odpowiedziała pustymi słowami i go i siebie z nimi zostawia Rzucając jak ludzie zółciastymi bananami schematycznymi do granic bardziej schematami Jak taser amperami pluł dalej bez przystanku on jak on i oni sztampole pierdołami Nie wiesz? Ty sparchały nierobie? Mamona, zielone, grosz, forsa, kapitał? Odpust też towar Na drzewie milenia całe latów siedziałeś? A idźże bo wpuścić ci łomot ręką bożą mam zamiar! Chyba bez reszty do reszty, przy reszcie na lata stare dopiero Mesjasz ludzki system obrał miar I żył tak kolejne lata dziesiątki, setki czy całe tysiące nie nękały już go myśli kłujące Nie sprawy dawne były już dla niego pierwsze czy nawet ósme piekące I żył dobrze przecież bo wszyscy się mylić nadto nie mogą Nie musiał przecież podróżować z załogą
×
×
  • Dodaj nową pozycję...