śmiercią kapie biel
w plastikową rurkę
nikt nie rozumie nie widzi
myślą to życie kapie
to się pierś unosi otwiera
jak sucha rana ziemia
przed letnim deszczem
to śmierć kapie
to śmierci sopel wielki topnieje
to w jasnych orzechowych słojach oczu
dłutem tępym ktoś pożar rzeźbi
między naszymi oddechami
falujemy łąką goniąc
czerwony latawiec
za kotarą umiera
coś innego
jakieś większe zwierzę