Przekleństwo moje zawsze dziwną:
Szklaną różą, obietnicą naiwną.
Co stokroć raną rzeźbię w umyśle;
Nie, nie samą śmiercią oczywiście!
Śmierci się zwierzam swoim lamentem,
Co krwią płynie i wstrętem,
Przez serce róży, nienawiść karmi.
Tonącej duszy i tak nie barwi.
Nie barwi życia, bo zbyt obolałe
Przez niepozorne róży kolce wspaniałe!
Bohaterka szklana, szyderczo mami.
Nie oddychać, nie żyć... Wolność- nie rani!