Wenus
przysiadła
nad krawędzią
buczynowej otchłani,
otulona
błękitem nieba;
wiatr,
kochanek,
pieści podmuchem
płowe włosy,
spięte miedzianą szpilą-
słońca promieniem;
czas,
mistrz dłuta
zazdrosny,
strawi szaty
jesienną pożogą,
strzępy rozrzuci
po dolinach;
bezwstydna,
zgarbiona chłodem
powoli
zatopi się w ciemność,
mróz uwięzi
obnażone piersi
władczym uściskiem;
wygnana
na poniewierkę
pośród chmur,
zaśnie
zaplątana
w konary nocy,
przy rytmie
cerkiewnych kołysanek.