Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

_villemo

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez _villemo

  1. Nie musisz mi mówić o magii kina, bo ja akurat kinomaniak jestem ;) Mam jednak szczęście otaczać sie ludźmi, którzy czerpią przyjemność z czytania i trochę współczuję tym, co tej przyjemności nie zaznali. Kiedyś poznałam człowieka, który powiedział ciekawą rzecz. Zapytalam go co czytał ostatnio (zawsze jakiś temat do rozmowy). Odpowiedział, że nic. Dlaczego? - zapytałam. "Bo książki są głupie". Krótkie, ale treściwe. Obawiam się, że takie podejście reprezentuje zdecydowana większość. Książki jako książki, nie ich treść, okładka, czy nawet nazwisko autora. Książki są głupie. Bo trzeba czytać. Dobra, przy najbliższej okazji pogapię sie na ludzi bardziej dokładnie i doskrobię ten fragment :)
  2. Wiesz Adamie, to chyba kwestia wychowania. Przynajmniej częściowo. Dzisiaj dzieciom się nie czyta. Przecież prościej włączyć kreskówkę, czy cokolwiek, byle tylko migał obraz. Prościej po pracy zalegnąć przed telewizorem, czy komputerem, bo nic nie trzeba robić, tylko być i widzieć. Jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym, a ulubiona lektura to reklamówka Selgrosa. Media rozleniwiły nas, podając wszystko na tacy. Po co więc męczyć się czytając książkę? Zawsze można kupić ekranizację na DVD i nie musieć wytężać wyobrażni, tylko ulec wizji reżysera i uznać, że jest dobra.
  3. Masz rację, ale nie wiem jak to rozwinąć. Może jakiś pomysł? To nie jest wcale takie oczywiste. Boimy się pustych uliczek, nie dlatego, że uliczki, ale dlatego, że ktoś może w nich czyhać. Czyli boimy się kogośtam. Idąc dalej, ktoś może bać się zatłoczonych ulic, właśnie z tego samego powodu, ale pomnożonego przez dziesięć. Na pustej ulicy nie ma ludzi, a jak nie ma ludzi, nie ma zagrożenia (nie licząc kosmitów, upiorów i wampirów ;) Najlepiej ciemne i puste :) Mam nadzieję, że będzie lepiej następnym razem i dzięki za komentarz :) Ale stopa nie czuła miękkości przez grubą podeszwę. Jedynie oko zanotowało fakturę, przesyłając do mózgu informacje, które zostały skojarzone z podobnymi fakturami dotykanymi w przeszłości. Stąd właśnie przekonanie o miękkości wykładziny. Chyba się zagmatwałam :) Pomyślę jeszcze nad tym zdaniem. Trudno mi dyskutować, bo nie mam wystarczającej wiedzy w dziedzinie narwic, ani żadnych innych chorób psychicznych. Dziękuję za komantarz :)
  4. Wczoraj nienawidziłam ludzi. Za bycie, za oddychanie, za człowieczeństwo. Dziś staram się ich pokochać. Chodzę ulicami i obserwuję. Ludzi, którzy jak bydło tratują ulice, gnając niewiadomo gdzie, niewiadomo po co. Jak stado, którego należy się bać, uciekać, by nie zdeptało w swym szaleńczym pędzie. Bać, bo cóż innego pozostało. Boję się zatłoczonych ulic. Puste mamią obietnicą bezpieczeństwa. Ciemne oferują niewidzialność i anonimowość. Te zaludnione stwarzają zagrożenie. Zagrożenie bycia pochłoniętym przez zobojętnienie. Zioną pustką miliona twarzy. Obcych i nie wyrażających nic poza pośpiechem. Muszę się ich bać. Zasadziłam wczoraj roślinę. Całą noc obserwowałam, chcąc uchwycić moment, w którym urośnie choć o cal. Nie urosła. Podejrzewam czystą złośliwość. Zawsze gdy na coś czekam, nie nadchodzi. Przestałam więc czekać. Na cokolwiek, na kogokolwiek. Przychodzi tylko strach. Pojawia się ze wschodem słońca. Szepcze o bramie, którą będę musiała przekroczyć, wychodząc na ulicę. Z upływem godzin szept zamienia się w głośne nawoływanie, wieczorem w krzyk, a z nocą cichnie zupełnie. Nocą odpoczywam. Nocą się nie boję. Jest południe, siedzę zaszczuta przed komputerem. Nie chcę wstać z fotela, by nie wyjrzeć przypadkiem na ulicę. Jest pusta, jak zawsze o tej porze. Gdzieniegdzie przemyka bezpański pies i babcia, biegnąca na popołudniową mszę. Rozgląda się z przerażeniem, dzierżąc w dłoni ostatnie kilka złotych, które wrzuci do magicznego koszyka i usłyszy o Bogu, który podobno zapłaci, ale ona tego nie dożyje. To się nazywa nadzieja. W skrytości ducha, zazdroszczę jej tej nadziei. Zazdroszczę wiary, która zachęca ją każdego ranka, by opuścić bezpieczny dom i wyjść na ulicę. Lekarz powiedział, że to nerwica. Zaśmiałam się tylko, trąc spocone dłonie ułożone na kolanach. Powiedział, że nie muszę się bać. Czekał, ale ja nic nie powiedziałam, nie poruszyłam się nawet. Poruszała się jedynie stopa, która bezwiednie wwiercała się w wykładzinę, smagając kosmate włókna i nie czując nic przez grubą podeszwę. Jedynie oko śledziło jej ruch i przesyłało do mózgu uczucie miękkości. Znalazłam książkę, której przeczytanie miało mi zagwarantować spokój. Kupiłam ją na Internecie. Modnie tak, a poza tym można ominąć zatłoczone księgarnie. Pełne ludzi, którzy i tak nie czytają, ale wydaje im się, że książka to idealny prezent. Prezent, który zostanie rzucony na półkę, bo obdarowany również nie czyta. Po interesującej lekturze, nie czułam się wcale lepiej, bezpieczniej, czy spokojniej. Ot, książka o psychice, o problemach. A równocześnie poradnik, jak być szczęśliwym. Kolejne złote myśli nieszczęśliwego autora, który wmawia czytelnikom, że zna złoty środek, który zapewni wieczną młodość, życie i zadowolenie ze swego jestestwa. Przyszła noc i ukoiła zszargane zmysły, które dzień cały walczyły ze światem. Światem ludzi, których się boję, zjawisk, których nie rozumiem i myśli, które szarpią mój wewnętrzny spokój. Odpłynęłam w ciszę i ciemność. Śniłam, że umarłam.
  5. Super pomysł, uśmiałam się. Pozdrawiam
  6. Bardzo ciekawy i refleksyjny kawałek. Aż siegnęłam do Twoich poprzednich i widzę, że poruszasz "ciężkie" tematy. Początek rewelacyjny. Zatrzymałam się i pomyślałam, a o to chyba chodziło. Pozdrawiam i czekam na kolejne :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...