Pamiętasz kałuży tamtej bezkres uliczny, 
Kiedy to szukając cienia 
Miesiąc uśmiechał się do nas komiczny 
Odbiciem czkając drwił z chęci istnienia?  
Liści tych z brązu jesieni odlanych,  
Co ukorzyć się przed Twym krokiem jedynie pragnęły, 
W czwartkowym chłodzie przegniłe sylwety 
jak wyrzut woli do mnie przylgnęły.  
Tak mnie uczyły ranki spóźnione, 
oczy przeszklone i chęci stracone; 
Przygrywając w takt tygodniowy 
Odgrażały się niemo kiwające głowy.