Leniwie otwieram oczy ...
widzę promienie słońca delikatnie wkradające się przez okno
jakby każdy z osobna chciał dotknąć mojej twarzy
ubieram się ... powoli ... nieskładnie
podświadomie wydłużam czas trwającego poranka
dolewając kawy do pustej już porcelanowej filiżanki
Przeraża mnie proza dnia która już nadeszła
i której kolejna porcja przybliża się z każdą kolejną minutą
Męczy mnie rutyna do której przywykłem
ale z którą chyba nigdy się nie pogodzę
Zamykam drzwi ...
Wiem że właśnie założyłem maskę której nie ściągnę do końca dnia
I która przylega do mnie tak dokładnie
,że nie rozpoznałby mnie w niej nawet sam stwórca
Jestem drapieżnikiem wychodzącym na łowy, bokserem przed walką
oraz pancernikiem w pełnym uzbrojeniu ... wychodzę
Wracam do domu ...
Idę ulicą mijam ludzkie twarze, obojętne na mój widok
Od czasu do czasu dostrzegam swoją sylwetkę odbijającą się w sklepowych witrynach
Czy to już ja czy jeszcze nie ? ... pytam sam siebie
bo przecież do progu drzwi zostało jeszcze kilkanaście metrów
Zamykam oczy...
Jakże błoga jest ta chwila która przenika mnie na wylot
I mógłbym się nią delektować do skończenia świata
Upajać się jak chwilą która mogłaby nigdy nie nadejść
a jednak trwa spokojnie ... po cichu ... trwa
Proszę o opinię i konstruktywną krytykę