Gdy kobieta pragnie,
gdy zimno jej w dłonie
i chce się rozpłynąć
i w nieznane ponieść,
chciała by na moment
stać się najpiękniejsza,
przez tę jedną chwilę
być najodważniejsza.
Ona tak by chciała
nocy posmakować,
w ramionach mężczyzny
po prostu się schować.
Poczuć taki zapach,
co rozum odbiera,
gdy o jego dłonie
piersi swe opiera.
Dotknąć delikatnie
ust, co bez oddechu,
na kształt się składają
bólu i uśmiechu.
Smakiem, który budzi
pragnienia uśpione,
między uda wiedzie
dłonie rozognione.
Patrzeć w jego oczy,
które nic nie widzą,
tu, pragnienia palą,
a tu się ich wstydzą.
Szeptem czułym gładzić
oddech jego drżący,
co mu jęk wyszarpie
w półmroku cichnący.
Poddać się płomieniom,
które spalą wszystko,
dotyk, szepty, dreszcze,
podniebne ognisko!
A potem opadną,
położą popiołem,
bo tych dwoje razem,
niszczącym żywiołem.
Za dnia będą wrogiem
błądzącym wśród zgliszczy,
a kobieta pragnie
wiedząc, że ją zniszczy.