Wysoko ponad chmurami
Żyję sam z pająkami.
Dosięgam wzrokiem z góry,
Samotne, zniszczone mury.
Wysoko ponad głowami,
Skazany między Alodiami,
Stoję sam napiętnowany.
Ocalenie! Krzyczę zbłąkany.
Ostrzem marzeń tnę czasami
Rzeczywistość! Aluzjami,
I do największych wieszczy,
Gorętsze słyszę podszepty.
Nie można tak trwać obłudnie
Nocami żyję bezludnie
Kroczę myślami tak żmudnie
I coś mi w głowie chrupie
Aż, z bólu skroń rozłupie!
I Wreszcie, sam się odkupie.
Zabij mnie! Wskrześ mnie! Aplazja!
Wzlecę wysoko, na bajzlach.
I własna czeka mnie zdrada
Jak syn Ikar. Arlekinada!
I roztrzaska mnie chmury grad
W pył, czarny i skamieniały.
Ból przypomni mi, gdzie moje
Miejsce! I jak zawsze ciężkim
Rozwojem, jak feniks księski
Ujmę się w garść, Ja dantejski!
Mój płomień nadziei poblednie,
I lekko knot się skruszy.
Na mój widok Któż się wzruszy?
Chyba raj zapłacze biednie.
Pragnąłem ujrzeć! Och, lecą!
Do mnie!? I Motyle wieczne,
Rozśpiewane, utęsknione,
Odległe, do gwiazdy, moje!