Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jimmy Johnson

Użytkownicy
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Jimmy Johnson

  1. W oczy patrzę - widzę siebie, Na dół zerkam - czym jest w niebie? Znów do przodu - serce zgniłe, Ono, co pieściło myśli żywe, Żebra oglądam - klatkę pancerną, Wraz z kręgosłupem próchem powlekłą, Słabe kości, dziś spróchniałe, Nie chcę widzieć, patrzać wcale... Jest ta rana, nie gojąca, Trup swą czaszką w dół potrząsa... Czy to koniec? Widzę siebie? Czaszka kłapie szczęką rzewnie, "To nie koniec, lecz początek, Śmierć nadchodzi, zna obrządek, Aby twoje zdechłe ciało, Nigdy ciszy nie zaznało" Czemu na mię ma próbować, Czary, magię złą stosować?! Przecie wierzę w Boga, Ojca, Syna, Ducha, Czemu nikt jej z nich nie udobrucha? "Śmierć od Boga jest posłańcem, A jej kosa jest kagańcem... Życie swoje przebimbałeś, Ani Bogu, ani ludziom nie ufałeś... Będziesz cierpiał tu katusze, Zły pochłonie twoją duszę..." Przerwę! Nie chcę słuchać tego dłużej, Ja wierzyłem w miłość Boga, ludzi, On daleko... Oni zimni, W ból mój i samotność mi nie uwierzyli... Czemu męki tak doczesne... Cierpieć mam przez czasy wieczne? "Nikt nie modlił się za ciebie, Nikt nie płakał na pogrzebie, Całe życie, w imię Ojca, Syna, Grałeś dla nich - to przyczyna..." Jak radością mogłem zgrzeszyć?! Dzięki mnie umieli chwilą się nacieszyć! "Nigdy siebie poznać im nie dałeś, Tylko maskę, teatr grałeś... Ludziom trzeba twego ducha, Bo w uśmiechu diabeł czuwa" Zatem umre, lecz żyć będę? Stracę ducha, zgniję, będę? "To jest kara samobójcy, Zabił siebie, więc dla Trójcy, Stracił wartość człeka, życia, Nie ma w sobie nic, prócz gnicia." Zabij ty mnie, nie daj śmierci, Wyrwij kości, ugodź wreszcie! "Jam jest tobą, ja nie mogę, 'Samobójcą' się ozowię..." Bij natychmiast skoroś mną, Na mnie niechaj ja popełnię mord! "Nie chcesz tego, ty chcesz żyć, Nie chcesz umrzeć, być i gnić." Wolę zginąć od swej kości, Niż jej kosa tu zagości... Zginął biedak nie od kości, Serce staje od starości... Lat dwadzieścia, zgon przez krwotok, Czemu zginął, pękło serce jego? Czemu padł on, sam, na śniegu? W dzień spuszczenia zapłakali, Chwilę jeszcze pamiętali... On zaś krąży, szuka siebie, Chce ocalić, lecz zabija się w potrzebie...
  2. Umiera owoc jabłoni na chłodzie, Tu robak go przegryzł, tu wrona udziobie, Z drugiej zaś strony gnić już zaczęło, To jabłko co miąższu posiada tak wiele. I samo opadnie, nikt go nie zbierze, I zgnije samotnie, pod jabłonią leżąc. Smutne, że owoc tak piękny i słodki, Użyźni tu glebę - jak kompost ostatni. I nikt nie skosztuje tej boskiej hojności, I u nikogo w domu to jabłko nie zagości, Zostaje mu tylko wiara, nadzieja, Że pestki wyrosną w jabłoń do nieba. Może ktoś widząc efekt tej straty, Przyjdzie i zerwie owoc zdziczały, Może choć cząstka jabłka istnienia, Będzie powodem czyjego wesela.
  3. Poezja nie powinna być sztuką dla wybranych, Ojczystym językiem wszyscy wszak władamy, Dlatego banał nie jest dziś banałem, Dlatego nie mieszajmy dziś poetów z byle bydła kałem... Nie jest to bowiem ich wina, Że żyją i myślą - a to chyba zamieszania jest przyczyna...
  4. Szukając Boga po świecie na co dzień, Spotkałem Diabła, co tak jak ja - zabłądził. Miał on twarz mokrą, łzami zalaną, Bo pacierz odmawiał wieczorem i rano, A Bóg go nie słuchał... Gdy byłem też raz w Bożej owczarni, Ów Diabeł tam siedział, wcale nie w czerni. Jak ja przed Krzyżem przyklęknął, zapłakał, A w ręku medalik z Maryją obracał... A Bóg go nie słuchał... I do kaplicy poszedłem po prośbie, A Diabeł też tam był i błagał pokornie. I z głową raz w Niebo, raz w Ziemię skierowaną, Łkał jak i ja, że cierpi z żywota łaską mu daną, A Bóg go nie słuchał... I byłem też w knajpie, by bóle me zapić, Był tam też mój kompan, a coś zdawało się go trapić. I gadał z barmanem, że wódka mu damą, Że wyjdzie wieczorem, i wróci tu rano, Bo Bóg go nie słuchał... Szukałem przyjaciół, by mieć z kim się cieszyć, Spotkałem tam Diabła - samotność zaczynała go dręczyć. I był on pocieszny, humorem wciąż tryskał, I krzyczał do Nieba, że wiele tu zyskał, Lecz Bóg go nie słuchał... Zagrałem w pokera, by kupić radość, Diabeł też grał, i przegrywania nie miał dość. I stracił majątek, i stracił swój dom, I spadł z wielkiej góry, na oceanu dno, A Bóg go nie słuchał... Stanąłem na moście, bez liny, bez szans, Zauważyłem Diabła, że leci już tam. Krzyczał że biegnie, że spojrzy Mu w twarz, Że wreszcie pokaże co w duszy mu gra, A Bóg go nie słuchał... Pytałem więc Boga, czy jak ów Diabeł, gdy skoczę, Gdy najcięższą przeciw stworzeniu armatę wytoczę... I przybył wnet Anioł i "Stój!" mówi, "Człowiecze, Skok z tego mostu twych trosk nie uleczy, Bo Diabeł, którego poznać zdołałeś - przegrał, Albowiem żywot swój na marne pogrzebał... Bo Bóg go i tak nie wysłuchał..."
×
×
  • Dodaj nową pozycję...