Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Elan Vital

Użytkownicy
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Elan Vital

  1. wielcy, którzy z ksiąg sądzicie
    baczcie
    byście w księgi nie zostali zamknięci
    albowiem wiedza rządzi ironią
    a poezją patos
    który w połączeniu z dystansem
    rodzi parodię

    serce nie zawsze bije równo
    nie zawsze dla wszystkich

    ludowy artysta
    on jest sztuką
    choć często nieudolny
    tylko on naprawdę płynie

    reszta to czysta ironia

  2. Dziękuję wszystkim za odwiedziny i za konstruktywne komentarze :)
    Jest mi niezmiernie miło ...


    wielcy, którzy z ksiąg sądzicie
    baczcie
    byście w księgi nie zostali zamknięci
    albowiem wiedza rządzi ironią
    a poezją patos
    który w połączeniu z dystansem
    rodzi parodię

    serce nie zawsze bije równo
    nie zawsze dla wszystkich

    ludowy artysta
    on jest sztuką
    choć często nieudolny
    tylko on naprawdę płynie

    reszta to czysta ironia


    pozdr. BH

  3. opuszczone bezwładnie ręce
    falują lekko na polnym wietrze
    palce pchane podmuchem wiatru
    grają melodię szelestem

    szum wspomnień, słychać ciche łkanie
    smutkiem łez strumień z bielma oka
    płynie, płacze - płacząca
    żywicą spływa jak kwaśny deszcz słona
    słoneczna miłości tęsknota

  4. opuszczone bezwładnie ręce
    falują lekko na polnym wietrze
    palce pchane podmuchem wiatru
    grają melodię szelestem

    szum wspomnień, słychać ciche łkanie
    smutkiem łez strumień z bielma oka
    płynie, płacze - płacząca
    żywicą spływa jak kwaśny deszcz słona
    słoneczna miłości tęsknota

  5. w zaczarowanym ogrodzie ze snów
    na drzewach rosną marzenia
    a pąki czerwonych róż
    pachną jak piękne wspomnienia

    kwieciem zsypane krzewy
    śpiewają pieśń o nadziei
    kolorowe jak tęcza
    do serca z sympatia się śmieją

    na środku magiczna fontanna
    wodą życia tryska wprost w duszę
    wskazuje kierunek dróg egzystencji
    kroplami niebo porusza

    przy złotej alejce ze słońca promieni
    szczęściem ławeczka lśni
    cała drewniana, z wyciętym sercem
    a na niej siedzisz - T y

  6. dobrze, że jesteś
    jasne słońce
    choć za chmurami -

    jesteś
    ..
    i zawsze gorące

    nie widzę Twego blasku
    ale czuję ciepło
    ono jest
    nie uciekło

    mimo, że z nieba deszcz
    leci na przekór nadziei
    sny kolorowe
    moczy uparcie
    jesteś, jesteś wśród kniei
    losu co oplótł na starcie
    drogi egzystencji

    patrz, widać błękit
    czarne kłęby
    burzowe przebija
    a tam
    piękna tęcza
    jak żyrafy szyja
    barwami marzeń
    pomost do Ciebie
    namalowany
    miłością na niebie

    uśmiechasz się
    widzę radość Twoich oczu
    sercem widzę i duszą
    myślami ku blaskowi kroczę
    tam mury smutku się skruszą

    złotą nóżką
    w ciemnych obłokach
    światła stopą
    baletnico zwiewna
    w tanecznych podskokach
    jak rusałka brodzisz
    ciepłem swego ciała
    pieścisz moje zmysły
    dobrze, że jesteś
    i że zawsze wschodzisz

    grzejesz mnie
    tulisz promieniami
    całujesz nimi me spragnione usta
    w uczuć czułym geście
    rozganiasz chmury
    najczarniejsze
    ..
    dobrze, że jesteś

  7. dlaczego
    o tym co się śniło
    tak łatwo zapomnieć
    o wszystkim co było piękne
    o tym co łączyło

    dlaczego
    miłość w nienawiść
    obraca się grotem
    dlaczego łzy tylko
    spadają z łoskotem

    dlaczego
    cudowne wspomnienie
    bólem i cierpieniem
    zarzuca kotwicę
    na sercu swym cieniem

    dlaczego
    gryzie palące sumienie
    gdy błąd popełniony
    przygniata ramieniem
    dlaczego
    więcej ułomność znaczy
    niż szczera miłość
    która barwy traci

    dlaczego wreszcie
    zła zawodu siła
    najpiękniejsze dni
    tak łatwo
    zabiła
    ...

    a może
    kraczą czarne wrony
    biedna
    wielka miłość
    była z jednej strony
    może
    ktoś oszukał
    że Kocha, że pragnie
    może drugi ktoś
    leży przez to na dnie

    cóż pozostało
    zdruzgotane ego
    i to pytanie
    d l a c z e g o

  8. każdego ranka budzi mnie światło
    wchodzi przez okno wydeptana dróżką
    jasne, z workiem nadziei na plecach
    delikatnie wskakuje do łóżka

    pocałunkiem blasku zmysłowa kochanka
    namiętnie pieści rozespane oczy
    promieniem słońca dotyka twarzy
    przytula się ciałem uroczym

    wykąpana w rosie, czysta i pachnąca
    nieskażoną bielą odgania mrok nocy
    nowym świtem z uśmiechem dzień wita
    w szczęściu wraz ze mną chce kroczyć

    nie bój się - z radością szepcze do uszka
    jestem Ci dusza bratnią
    bądź zawsze sobą i kochaj ludzi
    a ujrzysz swoje Światło

    wyzbądź się smutku, a zło zwalczaj dobrem
    miłością nienawiść tęp wszędzie
    zobaczysz drogowskaz co ścieżkę pokaże
    on Światłem już zawsze Ci będzie

    każdemu z nas zdarza się błądzić
    na żmudnej losu drodze do celu
    naucz się grzechy wybaczać
    to Twoje Światło w tunelu

  9. ciszą
    w domu bez okien
    czarne skrzydła
    rozpostarły smutek

    posępne chmury
    wiszą jak sępy
    triumfują złowieszczo
    szyderczym uśmiechem
    na suficie
    gdzie uschłe drzewa
    szumią ciszą
    ptak
    wykuty z kamienia
    pazurami wczepiony w duszę
    nie śpiewa

    tylko
    zagubione miejsce na Ziemi
    fontanną róż
    usiadło lekko na sercu
    jak motyl

    kolorowy
    odleciał
    jeszcze lżej
    bo tak trzeba

    brakiem nadziei
    twarda dupa
    jak gąbką chłonie
    mokre krople tęsknoty

    sól oczu
    i miękka gąbka
    bliźniacze siostry

    serce gorące fontanną róż
    a kolce wbite po rękojeść
    jak nóż

    tylko dwie łzy
    sunące po niebie
    spadły
    z deszczem czarnej chmury
    rozbiły się
    z hukiem o Ziemię

    jedna spadła za mnie
    a druga za Ciebie

  10. po niedzieli
    w poniedziałek
    w oczach widać
    dom z zapałek

    no i ... Wtorek
    tydzień rozpruł - tyrki worek
    ja nie mogę, ja p*dolę
    czas grać znów swą śmieszną rolę

    a w Środę
    patrzcie państwo
    wpół przecięte
    pracy draństwo

    ot już Czwartek
    do weekendu znacznie bliżej
    rąk wydajność już zmęczona
    spada jakość coraz niżej

    uffffff i Piątek
    dobra nasza
    czas na wolność
    grill, kiełbasa

    oooo Sobooooota
    spać do późna dniem uroczym
    no a potem wraz z familią
    do marketu dumnie wkroczyć

    i Niedziela, dzwon z Kościoła
    głośno z rana oknem woła
    na całokształt to nie wpływa
    człek siódmego .. odpoczywa

    wyro, kapcie i TV
    buduj bracie dom z zapałek
    bo czas leci raz, dwa, trzy
    jutro znowu Poniedziałek

    nie ma bata
    co tu gdybać
    człowiek musi
    odpoczywać

  11. odskoczył
    górą wytoczył
    blisko nieba
    armaty pragnień

    nie zgadnie
    dlaczego
    błękit poszarzał
    tak pięknie
    namalowany

    wrota bramy
    zatrzasnęły z hukiem
    sny
    ziszczone dotykiem
    pocałunkiem
    namaszczone

    zranione
    serce wołało
    sercem
    kondygnację marzeń
    zbudowało
    chciało chciało
    wciąż było
    mało
    nadziei
    czasu
    za mało
    jej mało

    znamię zostało
    pękła bańka
    kolorowych wspomnień
    teraz szlocha
    wynocha
    złe myśli
    wynocha

    posoka
    krew z rany

    Kocha, Kocha, Kocha

    szaleństwo
    istne szaleństwo
    męczy
    głodne wciąż
    smaku
    ust zapachu
    jej ust

    jej braku
    braku pomysłów
    szaleństwo
    szaleństwo zmysłów

  12. grzmot wstrząsnął fasadą mózgoczaszki
    błyskawice rozdarły niebo umysłu
    jak błysk flasha z diabła aparatu
    strach i przerażenie ogarnęły zmysły

    w czarnych zwojach pochmurnych neuronów
    impuls deszczu spłynął wodospadem
    ulewa wspomnień potargała myśli
    bombardując sny złowieszczym kul gradem

    energia skumulowana w najmniejszej komórce
    światłem nawałnicy oczy otworzyła
    rozmarzone, ufne, szczęśliwe i lśniące
    wypełniła trwogą gradobicia siła

    złowrogie odmęty culomonibusa
    ciemne stężeniem jąder kondensacji
    wycisnęły grzmotem najczarniejsze myśli
    zabiły pragnienia ... tak bez zdania racji

    armagedon uczuć, zagłada tęsknoty
    błyskawicą marzeń i pogromem serca
    rozbiła doszczętnie rozhukaną głowę
    burza mózgu - nadziei krwiożerca

  13. pójdę boso
    gdzie nogi poniosą
    przez kwieciste łąki
    znajdę ścieżkę
    wąską
    szumiącego lasu
    w złotokłose zboża
    wejdę
    bez hałasu
    zapachem bzu
    podążę
    konwalii urokiem
    maków, chabrów
    barwą
    i bystrym potokiem
    promieniem słońca
    kolorami tęczy
    przejdę żyta łany
    wstąpię w owies
    proso
    poszukam nadziei
    gdzie nogi poniosą
    p ó j d ę b o s o
    ..
    z T o b ą pójdę
    pójdę prawdziwy
    bosy pójdę
    z T o b ą
    s z c z ę ś l i w y

  14. parapet, szkło na nim
    oprawione w ramy
    obraz otwarty na świat
    wlatuje światło
    zamkniętymi drzwiami
    tuli do piersi jak brat
    pokrzepia blaskiem
    na wskroś przezroczystym
    tak
    by nie zwątpić w ewolucję
    kawałek obrazu
    oprawiony w ramy
    kupiony za złota uncję
    ulicę widać, a na niej
    człowiek wędruje
    z duszą na ramieniu
    skazany na egzekucję
    idzie
    on też ma swoje okno
    tylko szkło zabrudzone
    nie widzi słońca
    w swej trwodze
    zgasło
    sumienie piorunem rażone
    wiecie albo nie wiecie
    każdy ma swoje szkło
    okno na świat
    na życia parapecie
    oprawione w ramy
    co przez nie widać
    dobro czy zło
    zależy
    od nas samych

  15. być błyskiem w oku
    wiatrem we włosach
    po kwiatów łące
    snem biegać boso

    wysoko w chmurach
    szybować jak liść
    z gorącym słońcem
    na spacer iść

    być szumem lasu
    echem wśród drzew
    zrozumieć miłość
    i ptaków śpiew

    wodami wodospadu
    nurkować w marzenia
    w gwiazdach z ich blaskiem
    szukać istnienia

    złapać swój czas
    na lasso starannie
    kąpać się w rosą
    wypełnionej wannie

    malować tęczę
    na deszczowym niebie
    z piernika sercem
    móc wielbić .. Ciebie

    zatańczyć walca
    z losem nieznanym
    móc Kochać
    i być kochanym

  16. ukradkiem wychyliła głowę
    zza ciężkich chmur
    czarnych
    ognista, gorąca
    usłyszawszy głos wołający
    z niebieskiej planety
    światłem tuląca
    pomarańczowa kula

    by dać nadzieję
    moknącym na deszczu
    by mrok rozjaśnić
    pokrzepić blaskiem
    rozsupłać knieje
    usłyszała
    krzyki rozpaczy
    teraz przychylnie
    marzeniami dnieje
    i śmieje się
    śmieje
    do Was
    do Nas
    do mas

    S ł o ń c e

  17. klaun, który ludzi rozśmieszał
    miał jedno wielkie marzenie
    chciał zaśpiewać w operze
    zaznaczyć własne istnienie

    żartowali z niego koledzy
    wygłupem opery nie zgarniesz
    umiesz tylko błaznować
    na zawsze będziesz już klaunem

    pod maską uśmiechu spłynęły mu łzy
    w duszy wiedział, że potrafi
    żeby tylko ktoś dał mu szansę
    to w serca ludzkie snem trafi

    zdobył się na odwagę
    raz kiedyś na cyrku arenie
    pokonał własny strach wiarą
    dziś swój los śmieszny zmienię

    komiczny, zabawny w kolorowym stroju
    z uśmiechem maski od ucha
    wyszedł na swe przedstawienie
    a teraz niech tłum posłucha

    zdjął maskę wśród gwaru gapiów
    poważna twarz prosiła o ciszę
    zaśpiewał przecudną arię
    zachwytów tu nie wyliczę

    klaunem z konieczności skryte pragnienia
    sztucznym uśmiechem nie ujawnione
    chowane skrzętnie pod fauszywą maską
    z areny życia skradzione

  18. zbudzony blaskiem poranka
    świerzego jak krople rosy
    wyrwany z błogiego snu
    od niechcenia poprawił
    delikatnie dłonią
    sterczące
    w nieładzie włosy

    przez szybę w oknie
    która promieniami lśniła
    ujrzał na niebieskim
    jasną pomarańczę
    dostrzegł
    leżąc na wznak
    jaka ogromna w niej moc
    jaka siła
    poczuł jej smak

    jasność, blask
    w ognistej kuli
    nagromadzone
    z precyzją szwajcarskiego zegarka
    każdym świtem
    budzą go do życia
    w błękit nieba wtulone
    wyrywają z letargu
    dają siłę bycia

    choćby sen najpiękniejszy
    nie chce wiecznie
    w mroku tkwić
    chce śnić na jewie
    z jasnym Słońcem
    pomarańczem blasku gwiazdy
    pchany
    jej ciepłem
    zbudzony nowym światłem
    pragnieniem
    swojej I s k i e r k i
    ..
    chce żyć

  19. słońce
    pomarańczowa, ognista kula
    świeci, grzejąc z oddali
    daje ciepło, zwiastuje życie
    w nadmiarze jednak .. pali

    deszcz
    z chmur skroplony z nieba leci
    z burzą, mżawką - leje, kropi
    daje życiodajną wodę
    w nadmiarze potrafi - utopić

    równowaga
    wszystko czego za wiele
    nadziei, marzeń, miłości, zachwytu
    nienawiści, zła, władzy, pieniędzy
    nie daje harmonii bytu

    nadmiar
    zachować równowagę
    w przesycie śmierdzącym jak gówno
    z prawdą zawsze po środku
    na szalach powinno być równo

  20. bezimienny horyzont
    wyznaczony granicą wszechświata
    chciał go nazwać
    imieniem ciepłego lata

    nie widział go dobrze
    solą łez zamglone miał oczy
    nie znał drogi
    którą ślepe serce kroczy

    wiedział tylko
    że musi nadać mu imię
    że to jego cel
    że bez tego zginie

    chciał złapać marzenia
    przytulić do piersi
    napełnić duszę
    pisaniem swych wierszy

    szedł ufny pieszcząc nadzieję
    w namaszczeniu istnienia
    kroczył drogą bosy
    stąpał po ostrych kamieniach

    wierzył, że odnajdzie sny
    malowane kolorową tęczą
    że dotknie horyzontu
    że dzwony zadźwięczą

    walczył z przeciwnościami losu
    w ciszy, z mozołem, bez hałasu
    nie nadał mu nazwy
    zabrakło mu czasu

    odszedł tak jak żył
    samotny rodzynek
    nie dotknał horyzontu
    znalazł odpoczynek

  21. piasek w klepsydrze
    wolno goi rany
    z góry do dołu
    sypany
    czasem smagany
    jak batem istnienia
    bytem
    myślą szarpany
    by dać ukojenie
    duszy zmęczonej
    chwile zapomnienia
    w chwilach uniesień
    kiedy to
    wątłe serce
    w głowie szumi las
    a los
    dość wzniesień
    tylko
    wokół wszechobecny
    bezczas

    gdy nie ma już
    nas

  22. parapet za oknem
    brązowa donica
    pomarańczowy kwiat
    w czarnej ziemi
    uśmiecha się
    twarzą do słońca
    skierowany kolorem
    w nadziei

    w nadziei
    na kilka promyków
    trochę ciepła
    ze złotej kuli
    na blask
    bijący z błękitu
    by kwiat
    do piersi przytulił

    piękny kwiat
    w kolorze słońca
    a słońce
    spogląda z wysoka
    z radością patrzy na kwiat
    spragnione łez
    z kwiatu oka

    zaślepiony słońcem
    kwiat
    nie zauważył
    że usycha
    bez wody
    bez kropli deszczu
    ufny pomarańczem
    do złota
    wzdychał

×
×
  • Dodaj nową pozycję...