Elan Vital
-
Postów
30 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Elan Vital
-
-
wielcy, którzy z ksiąg sądzicie
baczcie
byście w księgi nie zostali zamknięci
albowiem wiedza rządzi ironią
a poezją patos
który w połączeniu z dystansem
rodzi parodię
serce nie zawsze bije równo
nie zawsze dla wszystkich
ludowy artysta
on jest sztuką
choć często nieudolny
tylko on naprawdę płynie
reszta to czysta ironia0 -
Dziękuję wszystkim za odwiedziny i za konstruktywne komentarze :)
Jest mi niezmiernie miło ...
wielcy, którzy z ksiąg sądzicie
baczcie
byście w księgi nie zostali zamknięci
albowiem wiedza rządzi ironią
a poezją patos
który w połączeniu z dystansem
rodzi parodię
serce nie zawsze bije równo
nie zawsze dla wszystkich
ludowy artysta
on jest sztuką
choć często nieudolny
tylko on naprawdę płynie
reszta to czysta ironia
pozdr. BH0 -
opuszczone bezwładnie ręce
falują lekko na polnym wietrze
palce pchane podmuchem wiatru
grają melodię szelestem
szum wspomnień, słychać ciche łkanie
smutkiem łez strumień z bielma oka
płynie, płacze - płacząca
żywicą spływa jak kwaśny deszcz słona
słoneczna miłości tęsknota0 -
opuszczone bezwładnie ręce
falują lekko na polnym wietrze
palce pchane podmuchem wiatru
grają melodię szelestem
szum wspomnień, słychać ciche łkanie
smutkiem łez strumień z bielma oka
płynie, płacze - płacząca
żywicą spływa jak kwaśny deszcz słona
słoneczna miłości tęsknota0 -
opuszczone bezwładnie ręce
falują lekko na polnym wietrze
palce pchane podmuchem wiatru
grają melodię szelestem
szum wspomnień, słychać ciche łkanie
smutkiem łez strumień z bielma oka
płynie, płacze - płacząca
żywicą spływa jak kwaśny deszcz słona
słoneczna miłości tęsknota0 -
w zaczarowanym ogrodzie ze snów
na drzewach rosną marzenia
a pąki czerwonych róż
pachną jak piękne wspomnienia
kwieciem zsypane krzewy
śpiewają pieśń o nadziei
kolorowe jak tęcza
do serca z sympatia się śmieją
na środku magiczna fontanna
wodą życia tryska wprost w duszę
wskazuje kierunek dróg egzystencji
kroplami niebo porusza
przy złotej alejce ze słońca promieni
szczęściem ławeczka lśni
cała drewniana, z wyciętym sercem
a na niej siedzisz - T y0 -
dobrze, że jesteś
jasne słońce
choć za chmurami -
jesteś
..
i zawsze gorące
nie widzę Twego blasku
ale czuję ciepło
ono jest
nie uciekło
mimo, że z nieba deszcz
leci na przekór nadziei
sny kolorowe
moczy uparcie
jesteś, jesteś wśród kniei
losu co oplótł na starcie
drogi egzystencji
patrz, widać błękit
czarne kłęby
burzowe przebija
a tam
piękna tęcza
jak żyrafy szyja
barwami marzeń
pomost do Ciebie
namalowany
miłością na niebie
uśmiechasz się
widzę radość Twoich oczu
sercem widzę i duszą
myślami ku blaskowi kroczę
tam mury smutku się skruszą
złotą nóżką
w ciemnych obłokach
światła stopą
baletnico zwiewna
w tanecznych podskokach
jak rusałka brodzisz
ciepłem swego ciała
pieścisz moje zmysły
dobrze, że jesteś
i że zawsze wschodzisz
grzejesz mnie
tulisz promieniami
całujesz nimi me spragnione usta
w uczuć czułym geście
rozganiasz chmury
najczarniejsze
..
dobrze, że jesteś0 -
dlaczego
o tym co się śniło
tak łatwo zapomnieć
o wszystkim co było piękne
o tym co łączyło
dlaczego
miłość w nienawiść
obraca się grotem
dlaczego łzy tylko
spadają z łoskotem
dlaczego
cudowne wspomnienie
bólem i cierpieniem
zarzuca kotwicę
na sercu swym cieniem
dlaczego
gryzie palące sumienie
gdy błąd popełniony
przygniata ramieniem
dlaczego
więcej ułomność znaczy
niż szczera miłość
która barwy traci
dlaczego wreszcie
zła zawodu siła
najpiękniejsze dni
tak łatwo
zabiła
...
a może
kraczą czarne wrony
biedna
wielka miłość
była z jednej strony
może
ktoś oszukał
że Kocha, że pragnie
może drugi ktoś
leży przez to na dnie
cóż pozostało
zdruzgotane ego
i to pytanie
d l a c z e g o0 -
każdego ranka budzi mnie światło
wchodzi przez okno wydeptana dróżką
jasne, z workiem nadziei na plecach
delikatnie wskakuje do łóżka
pocałunkiem blasku zmysłowa kochanka
namiętnie pieści rozespane oczy
promieniem słońca dotyka twarzy
przytula się ciałem uroczym
wykąpana w rosie, czysta i pachnąca
nieskażoną bielą odgania mrok nocy
nowym świtem z uśmiechem dzień wita
w szczęściu wraz ze mną chce kroczyć
nie bój się - z radością szepcze do uszka
jestem Ci dusza bratnią
bądź zawsze sobą i kochaj ludzi
a ujrzysz swoje Światło
wyzbądź się smutku, a zło zwalczaj dobrem
miłością nienawiść tęp wszędzie
zobaczysz drogowskaz co ścieżkę pokaże
on Światłem już zawsze Ci będzie
każdemu z nas zdarza się błądzić
na żmudnej losu drodze do celu
naucz się grzechy wybaczać
to Twoje Światło w tunelu0 -
ciszą
w domu bez okien
czarne skrzydła
rozpostarły smutek
posępne chmury
wiszą jak sępy
triumfują złowieszczo
szyderczym uśmiechem
na suficie
gdzie uschłe drzewa
szumią ciszą
ptak
wykuty z kamienia
pazurami wczepiony w duszę
nie śpiewa
tylko
zagubione miejsce na Ziemi
fontanną róż
usiadło lekko na sercu
jak motyl
kolorowy
odleciał
jeszcze lżej
bo tak trzeba
brakiem nadziei
twarda dupa
jak gąbką chłonie
mokre krople tęsknoty
sól oczu
i miękka gąbka
bliźniacze siostry
serce gorące fontanną róż
a kolce wbite po rękojeść
jak nóż
tylko dwie łzy
sunące po niebie
spadły
z deszczem czarnej chmury
rozbiły się
z hukiem o Ziemię
jedna spadła za mnie
a druga za Ciebie0 -
po niedzieli
w poniedziałek
w oczach widać
dom z zapałek
no i ... Wtorek
tydzień rozpruł - tyrki worek
ja nie mogę, ja p*dolę
czas grać znów swą śmieszną rolę
a w Środę
patrzcie państwo
wpół przecięte
pracy draństwo
ot już Czwartek
do weekendu znacznie bliżej
rąk wydajność już zmęczona
spada jakość coraz niżej
uffffff i Piątek
dobra nasza
czas na wolność
grill, kiełbasa
oooo Sobooooota
spać do późna dniem uroczym
no a potem wraz z familią
do marketu dumnie wkroczyć
i Niedziela, dzwon z Kościoła
głośno z rana oknem woła
na całokształt to nie wpływa
człek siódmego .. odpoczywa
wyro, kapcie i TV
buduj bracie dom z zapałek
bo czas leci raz, dwa, trzy
jutro znowu Poniedziałek
nie ma bata
co tu gdybać
człowiek musi
odpoczywać0 -
odskoczył
górą wytoczył
blisko nieba
armaty pragnień
nie zgadnie
dlaczego
błękit poszarzał
tak pięknie
namalowany
wrota bramy
zatrzasnęły z hukiem
sny
ziszczone dotykiem
pocałunkiem
namaszczone
zranione
serce wołało
sercem
kondygnację marzeń
zbudowało
chciało chciało
wciąż było
mało
nadziei
czasu
za mało
jej mało
znamię zostało
pękła bańka
kolorowych wspomnień
teraz szlocha
wynocha
złe myśli
wynocha
posoka
krew z rany
Kocha, Kocha, Kocha
szaleństwo
istne szaleństwo
męczy
głodne wciąż
smaku
ust zapachu
jej ust
jej braku
braku pomysłów
szaleństwo
szaleństwo zmysłów0 -
grzmot wstrząsnął fasadą mózgoczaszki
błyskawice rozdarły niebo umysłu
jak błysk flasha z diabła aparatu
strach i przerażenie ogarnęły zmysły
w czarnych zwojach pochmurnych neuronów
impuls deszczu spłynął wodospadem
ulewa wspomnień potargała myśli
bombardując sny złowieszczym kul gradem
energia skumulowana w najmniejszej komórce
światłem nawałnicy oczy otworzyła
rozmarzone, ufne, szczęśliwe i lśniące
wypełniła trwogą gradobicia siła
złowrogie odmęty culomonibusa
ciemne stężeniem jąder kondensacji
wycisnęły grzmotem najczarniejsze myśli
zabiły pragnienia ... tak bez zdania racji
armagedon uczuć, zagłada tęsknoty
błyskawicą marzeń i pogromem serca
rozbiła doszczętnie rozhukaną głowę
burza mózgu - nadziei krwiożerca0 -
pójdę boso
gdzie nogi poniosą
przez kwieciste łąki
znajdę ścieżkę
wąską
szumiącego lasu
w złotokłose zboża
wejdę
bez hałasu
zapachem bzu
podążę
konwalii urokiem
maków, chabrów
barwą
i bystrym potokiem
promieniem słońca
kolorami tęczy
przejdę żyta łany
wstąpię w owies
proso
poszukam nadziei
gdzie nogi poniosą
p ó j d ę b o s o
..
z T o b ą pójdę
pójdę prawdziwy
bosy pójdę
z T o b ą
s z c z ę ś l i w y0 -
parapet, szkło na nim
oprawione w ramy
obraz otwarty na świat
wlatuje światło
zamkniętymi drzwiami
tuli do piersi jak brat
pokrzepia blaskiem
na wskroś przezroczystym
tak
by nie zwątpić w ewolucję
kawałek obrazu
oprawiony w ramy
kupiony za złota uncję
ulicę widać, a na niej
człowiek wędruje
z duszą na ramieniu
skazany na egzekucję
idzie
on też ma swoje okno
tylko szkło zabrudzone
nie widzi słońca
w swej trwodze
zgasło
sumienie piorunem rażone
wiecie albo nie wiecie
każdy ma swoje szkło
okno na świat
na życia parapecie
oprawione w ramy
co przez nie widać
dobro czy zło
zależy
od nas samych0 -
być błyskiem w oku
wiatrem we włosach
po kwiatów łące
snem biegać boso
wysoko w chmurach
szybować jak liść
z gorącym słońcem
na spacer iść
być szumem lasu
echem wśród drzew
zrozumieć miłość
i ptaków śpiew
wodami wodospadu
nurkować w marzenia
w gwiazdach z ich blaskiem
szukać istnienia
złapać swój czas
na lasso starannie
kąpać się w rosą
wypełnionej wannie
malować tęczę
na deszczowym niebie
z piernika sercem
móc wielbić .. Ciebie
zatańczyć walca
z losem nieznanym
móc Kochać
i być kochanym0 -
ukradkiem wychyliła głowę
zza ciężkich chmur
czarnych
ognista, gorąca
usłyszawszy głos wołający
z niebieskiej planety
światłem tuląca
pomarańczowa kula
by dać nadzieję
moknącym na deszczu
by mrok rozjaśnić
pokrzepić blaskiem
rozsupłać knieje
usłyszała
krzyki rozpaczy
teraz przychylnie
marzeniami dnieje
i śmieje się
śmieje
do Was
do Nas
do mas
S ł o ń c e0 -
klaun, który ludzi rozśmieszał
miał jedno wielkie marzenie
chciał zaśpiewać w operze
zaznaczyć własne istnienie
żartowali z niego koledzy
wygłupem opery nie zgarniesz
umiesz tylko błaznować
na zawsze będziesz już klaunem
pod maską uśmiechu spłynęły mu łzy
w duszy wiedział, że potrafi
żeby tylko ktoś dał mu szansę
to w serca ludzkie snem trafi
zdobył się na odwagę
raz kiedyś na cyrku arenie
pokonał własny strach wiarą
dziś swój los śmieszny zmienię
komiczny, zabawny w kolorowym stroju
z uśmiechem maski od ucha
wyszedł na swe przedstawienie
a teraz niech tłum posłucha
zdjął maskę wśród gwaru gapiów
poważna twarz prosiła o ciszę
zaśpiewał przecudną arię
zachwytów tu nie wyliczę
klaunem z konieczności skryte pragnienia
sztucznym uśmiechem nie ujawnione
chowane skrzętnie pod fauszywą maską
z areny życia skradzione0 -
zbudzony blaskiem poranka
świerzego jak krople rosy
wyrwany z błogiego snu
od niechcenia poprawił
delikatnie dłonią
sterczące
w nieładzie włosy
przez szybę w oknie
która promieniami lśniła
ujrzał na niebieskim
jasną pomarańczę
dostrzegł
leżąc na wznak
jaka ogromna w niej moc
jaka siła
poczuł jej smak
jasność, blask
w ognistej kuli
nagromadzone
z precyzją szwajcarskiego zegarka
każdym świtem
budzą go do życia
w błękit nieba wtulone
wyrywają z letargu
dają siłę bycia
choćby sen najpiękniejszy
nie chce wiecznie
w mroku tkwić
chce śnić na jewie
z jasnym Słońcem
pomarańczem blasku gwiazdy
pchany
jej ciepłem
zbudzony nowym światłem
pragnieniem
swojej I s k i e r k i
..
chce żyć0 -
spadła z nieba
soczysta miłość
zielonymi oczyma
otworzyła wrota
przekroczył szczęśliwy
próg
jedna nogą
nie zdążył wejść
..
została
t ę s k n o t a0 -
słońce
pomarańczowa, ognista kula
świeci, grzejąc z oddali
daje ciepło, zwiastuje życie
w nadmiarze jednak .. pali
deszcz
z chmur skroplony z nieba leci
z burzą, mżawką - leje, kropi
daje życiodajną wodę
w nadmiarze potrafi - utopić
równowaga
wszystko czego za wiele
nadziei, marzeń, miłości, zachwytu
nienawiści, zła, władzy, pieniędzy
nie daje harmonii bytu
nadmiar
zachować równowagę
w przesycie śmierdzącym jak gówno
z prawdą zawsze po środku
na szalach powinno być równo0 -
bezimienny horyzont
wyznaczony granicą wszechświata
chciał go nazwać
imieniem ciepłego lata
nie widział go dobrze
solą łez zamglone miał oczy
nie znał drogi
którą ślepe serce kroczy
wiedział tylko
że musi nadać mu imię
że to jego cel
że bez tego zginie
chciał złapać marzenia
przytulić do piersi
napełnić duszę
pisaniem swych wierszy
szedł ufny pieszcząc nadzieję
w namaszczeniu istnienia
kroczył drogą bosy
stąpał po ostrych kamieniach
wierzył, że odnajdzie sny
malowane kolorową tęczą
że dotknie horyzontu
że dzwony zadźwięczą
walczył z przeciwnościami losu
w ciszy, z mozołem, bez hałasu
nie nadał mu nazwy
zabrakło mu czasu
odszedł tak jak żył
samotny rodzynek
nie dotknał horyzontu
znalazł odpoczynek0 -
piasek w klepsydrze
wolno goi rany
z góry do dołu
sypany
czasem smagany
jak batem istnienia
bytem
myślą szarpany
by dać ukojenie
duszy zmęczonej
chwile zapomnienia
w chwilach uniesień
kiedy to
wątłe serce
w głowie szumi las
a los
dość wzniesień
tylko
wokół wszechobecny
bezczas
gdy nie ma już
nas0 -
parapet za oknem
brązowa donica
pomarańczowy kwiat
w czarnej ziemi
uśmiecha się
twarzą do słońca
skierowany kolorem
w nadziei
w nadziei
na kilka promyków
trochę ciepła
ze złotej kuli
na blask
bijący z błękitu
by kwiat
do piersi przytulił
piękny kwiat
w kolorze słońca
a słońce
spogląda z wysoka
z radością patrzy na kwiat
spragnione łez
z kwiatu oka
zaślepiony słońcem
kwiat
nie zauważył
że usycha
bez wody
bez kropli deszczu
ufny pomarańczem
do złota
wzdychał0
wyniosłe ego syci sie parodią
w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Opublikowano
wielcy, którzy z ksiąg sądzicie
baczcie
byście w księgi nie zostali zamknięci
albowiem wiedza rządzi ironią
a poezją patos
który w połączeniu z dystansem
rodzi parodię
serce nie zawsze bije równo
nie zawsze dla wszystkich
ludowy artysta
on jest sztuką
choć często nieudolny
tylko on naprawdę płynie
reszta to czysta ironia