Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Maciejjek

Użytkownicy
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Maciejjek

  1. Wspinam się jak zwykle i trudzę tą drogą z tyłu oglądając tych co dojść jednak mogą. O banał się potykając brnę przez opłotki gubię się w bezsile w deszczach żalu moknę. Marzenia z rozczarowaniem w zależnym tańcu wspólnym Codzienność im przygrywa szarym dudnieniem nudnym. Popycham własne ciało do góry do dołu
  2. Najłatwiej po prostu uciec w absyntu opary absurdalne Bezsprzecznie bezbrzeżne bezdroża bez sensu, przemierzając mierzejami Zaszyć się suwakiem słabości szukając zsuwających się zasad skąd i dokąd nie wiedząc widząc za to najbliższe brzegi Nabrzmiały brakiem o brzasku z brzucha burczącego bezsensem wypluwać i nic więcej http://maciejjek.blog.pl/najlatwiej-po-prosstu,15610860,n
  3. Descartes - Condillac ? O ile pamiętam, to różni ich jakieś 200 lat. I to na korzyść tego pierwszego...
  4. Jak Goliat niezwyciężony Bohater, rycerz, król Herkules potężny w mą…droś›ci i sile Znienawidzony i przeklinany Oprawca, zdrajca, tchórz Ten do naśladowania Ten - rozczarowanie Na zawsze już pozostanie częścią mnie częścią… siebie ? mój Ojciec www.maciejjek.blog.pl
  5. następne też o przemijaniu. Pozdrawiam
  6. dni przelatują jak chmury czas leje się strumieniami pierwszy pierwsza pierwsze potem już nic nie dziwi nie chce się stawać ważnego prócz oczekiwania najdłuższego www.maciejjek.blog.pl
  7. w trzeciej starałam się nawiązać do pojęcia Boga, najwyraźniej jednak mało czytelnie;) ...czytelnie, czytelnie. Ja, w każdym razie, to usłyszałem. Świetnie piszesz. Jak mało kto. I te teksty z 2006 i te teraźniejsze. Trafiasz wprost, nie zaczepiając po drodze o żadne niepotrzebne przypadłości. Zazdroszczę. I pozdrawiam.
  8. Dziękuję za uwagę. Masz rację. Zmieniłem. Jedno "swe" zostawiłem - na pamiątkę ;) Pozdrawiam
  9. Uśmiechnijże się wreszcie ! Niech dzień dniem w końcu się stanie ! Spójrz, jak wszechświat cały na Twoją postać patrzy, wzór z niej proporcji i piękna próbując wydobyć dla siebie Słońce schowane za zasłony szarości Deszczem próbuje obmyć swe oblicze Nie daj się prosić - rozjaśnij moje życie maciejjek.blog.pl
  10. Mój ogród z lat dawnych też wydaje mi się piękny, tajemniczy i tęskny. Tym piękniejszy, im bardziej mój i dawny. Zaglądam tam czasami w listopadzie. Pozdrawiam PS. dziękuję, za ciepłe słowa na temat mojego blogu na stronce maciejjek . Liczę na Twoje tam komentarze... jeśli akurat zabłądzisz.
  11. nie bardzo o jesień tu chodzi lecz pamięć o tym, że czas płynie o tym, że "ja" przeminie o tym, że inni zajęci są sobą o świadomości grobu że miało być pięknie tylko a jest normalnie. w listopadzie jakoś częściej się przypomina. www.maciejjek.blog.pl
  12. ..."w czerwonym autobusie, w czerwonym autobusie mija czas"...
  13. Siadam i myślę, że jestem. Poza. Ale grunt twardy nieznośnie banalny i szorstki. Żaden okrągły - kanciasty. Nie daje o sobie zapomnieć. Śmierdzi, uwiera, gniecie, przygniata drażni i wkurwia. Co sekundę. Co kroplę czerwoną ciemno kap, kap, kap. maciejjek.blog.pl
  14. Kiedy Morfeusz schylił głowę i przymknął powieki natychmiast słońce posłusznie przybrało barwę ciemnej czerwieni. następnie gwiazdy na wschodzie wyjrzały a sklepienie wokół nich rozpostarło się ciemną zasłoną. Czerń na moment zasnuła wszystko. Chwilę potem pierwszy promień przebił się przez gęstą materię. Wobec świetlistej rewolucji ciemność cofnęła się nie pokonana wciąż nadając ton i otulając dookoła miękkim dotykiem. Po środku, w uwodzącym blasku najpierw pojawili się posłańcy: oczekiwanie, zaciekawienie, przyjemność Rozłożonymi skrzydłami uwolnili delikatny podmuch podniecenia który Morfeusz poczuł na prawym policzku swej boskiej twarzy. Ułożył się na wznak. I wtedy pojawiła się Iris idealnie dopełniając obrazu boskiego młodzieńca bogini delikatnie zstąpiła do swiata pół-żyjącego dotykając i jednocześnie nie dotykając miejsc dała się poznać Tak właśnie Iris uwiodła Morfeusza Zabierając całego i cała się oddając. obraz: www.arthermitage.org/Pierre-Narcisse-Guerin/Morpheus-and-Iris.html maciejjek.blog.pl
  15. boję się tandety, ośmieszenia, oswajania, braku, bezradności, siły, kobiety, o siebie, że nie wiem, szefa, wypadku, o dzieci, o biedne dzieci w Afryce, plamy na spodniach, że nie mam dobrego samochodu, nijakości, braku silnej woli, inności, niezauważenia, niepotrzebności, braku miłości, agresywnych mężczyzn, dużych pająków, kaca, że mi się nie chciało i już za późno, nieusłyszenia, biedy, że jestem głupszy, że nie wiem co mi da skrzydła, banału, że nie przeczytałem Ulissesa, że nawet nie wiem przez ile S się to pisze, że zajmuję miejsce, o żonę, patosu, że nie mam nic do powiedzenia, braku wakacji, że robię innym coś złego, że nic ważnego nie robię, że nie chcę, że czekam tylko, że do końca życia się nie wyśpię, że nie pojadę Route 66 z synem, i nie pójdę do Santiago di Compostella z córkami, kiczu, niemożności, o rodziców, samotności, braku uwagi, niezrozumienia, konieczności zjedzenia flaków, mierności, bólu, że będę miał poczucie winy, pustki i tego, że tę pustkę zobaczą maciejjek.blog.pl
  16. Jak dla mnie, to mocno za odjechany poziom abstrakcji. Co to jest "pokój cztero-planowany" albo "mosiężna manna' i dlaczego "nie wchodzisz w nią rękami'...? Sorki ale ja słyszę to raczej jako coś dziwacznego na siłę i trochę o niczym... pzdr. maciejjek.blog.pl
  17. No pięknie !! Moja wspaniała, śliczna, dostojna jak caryca, ruda kotka Zuzia właśnie narzygała na korytarzu przed moją sypialnią. Ciut wcześniej, w tym samym miejscu zrobiła to, co dystyngowane kotki jej pokroju bezwzględnie zwykły robić w samotności, do kuwety. Od pięciu dni jesteśmy w domu sami. Może zaszkodziła jej resztka boczku, który kupiwszy w poniedziałek, pierwotnie z zamiarem zużycia w formie podkładu konkretnego pod jajecznicę, a nie zrealizowawszy planu i doczekawszy się nieciekawego zapachu z tegoż kawałka Bogu ducha winnej (i całkiem mi nieznajomej) świni, włożyłem jej (Zuzi oczywiście a nie świni; tej ostatniej przecież nie karmię; a nawet gdyby, to martwa już raczej nie jada) do żółtej miseczki ? Zrobiłem to z czystego skąpstwa a raczej być może z wrodzonej/nabytej (niepotrzebne skreślić - sam nie potrafię) niechęci do przeżywania straty. Jak już kupiłem ten boczek, to powinienem go zjeść. Jak już nie zjadłem, to szkoda mi go było wyrzucić. Chociaż kawałek uratuję, dając Zuzi - pomyślałem, Ucieszy sie panienka, bo przepada za surowym mięsiwem. Mały problem polegający na nieprzyjemnie rozchodzącej się woni zignorowałem, przyjmując (jasne - człowiek jest w stanie wymyślić i wmówić sobie wszystko, byle tylko nie czuć się winnym), że przecież koty mają zupełnie inne gusta kulinarne (ja na przykład nie zjadam much, pająków i wróbli złapanych w zęby na podwórku) a już na pewno zapachy to lubią osobliwe. Taktownie nie oceniłem preferencji Zuzi, bo przecież o gustach się nie dyskutuje. Z przesłanki brzmiącej "boczek śmierdzi" - nawet minimalnie rozgarnięty osobnik rodzaju ludzkiego, który przeżył choć lat kilka na tym najlepszym ze światów (na którym mimo wszystko obecne jest zjawisko zgnilizny) wysnułby bezwzględnie logiczny wniosek - "mięso się popsuło". Następnie łańcuch skojarzeń powinien go bez zbędnych meandrów mentalnych poprowadzić przez aksjomaty typu: "skoro się zepsuło, to ma toksyny", "skoro ma toksyny, to jest szkodliwe", "skoro jest szkodliwe dla mnie, to z dużą dozą prawdopodobieństwa zaszkodzi też kotu" (to ostatnie wnioskowanie osiągamy za pomocą analogii). Ja jednak mimo swych kilku siwych włosów i zdanego na 5 egzaminu z logiki (całkiem niedawno zresztą) wcale do takich odkrywczych wniosków nie dotarłem. Co więcej, używając luźnych (i nie bójmy się tego słowa - idiotycznych) skojarzeń z jakimiś mglistymi opowieściami, które odnalazłem (a może wykreowałem na potrzebę chwili ?) w zakamarkach mej zawodnej pamięci, o Chińczykach, którzy zakopują bażanta na kilka (naście ?) dni w ziemi, żeby go później odkopać i skruszałego zjeść ze smakiem, uznałem, że boczek również skruszał i będzie Zuźce smakował. Jak Chińczykom nie szkodzi to jej też nie ! Co ma kotka Syberyjska wspólnego z Chińczykiem ? Co ma bażant do kawałka świni (Bogu ducha winnej zresztą, i martwej) ? Skąd w ogóle znam tę opowieść i czy jest prawdziwa ? Nie wiem. Teraz jestem mądry i zadaję sobie te pytania. Wczoraj jednak zaproponowałem po prostu Zuzi stare, nadpsute białko zwierzęce, którego sam z obrzydzenia nie mógłbym ruszyć. Uznałem, że skoro w Szanghaju mogą to i unas też (w końcu nie możemy się na siłę opierać globalizacji). O dziwo, początkowo Zuzia była podobnego zdania i globalizację zaakceptowała bez zbędnych wątpliwości. Rzuciła się do miski i zaczęła siłowanie z posiłkiem. Boczek był wciąż twardy (może jednak za mało skruszał ?) więc konsumpcja nie była łatwa. Teraz sobie myślę, że na apetyt futrzanego miesożercy mógł wpłynąć fakt, iż był to jej pierwszy w ciągu dnia posiłek (a mieliśmy na spóźniającym się o dwie minuty zegarze w salonie godzinę za pięć 19). Teraz sobie myślę, że jak kot nie je przez cały dzień to będzie udawał, że smakuje mu nawet kilkudniowy bażant, o przepraszam - świnia. Teraz sobie myślę... Upewniwszy się, we własnym mniemaniu, że kici posiłek smakuje nadzwyczajnie, oddaliłem się od miejsca zdarzenia celem kontynuowania swoich prywatnych czynności, całkowicie niezwiązanych z kotami, bażantami, Chińczykami, błędnym wnioskowaniem, globalizacją i poczuciem winy (z tym ostatnim - najmniej). Drapieżnika nocnego jakim jest moja ruda kotka prawdziwy głód dopada po północy. Nie jestem pewien ale wydaje mi się, że jest to uczucie tak wszechogarniające i niemożliwe do opanowania jak natrętna a jednocześnie nieznosząca sprzeciwu pierwsza myśl skacowanego nieszczęśnika, który właśnie otworzył oczy po krótkim śnie i na głowę wali mu się cała obecna we wszechświecie materia przyjmując formę monstrualnych liter, układających się w wołanie: P I Ć ! ! (oczywiście w innych językach cała dostępna we wszechświecie materia zmuszona jest rozłożyć się na inną ilość liter); (w tym momencie przyszło mi też do głowy, że być może Chińczycy wcale na kacu nie marzą o wodzie, jak zwykliśmy praktykować to my - Europejczycy, ale właśnie o skruszałym , kilku(nasto ?) dniowym bażancie ?; kto wie... ?). Zuzia więc, będąc na głodzie i nie mając alternatywnej drogi zaspokojenia tegowoż, wygryzła w opisywanym wcześniej kawałku boczku całkiem niezłą dziurę. Zobaczyłem to dopiero rano dnia następnego i (o ja nierozumny !) utwierdziłem się w przekonaniu, że martwe, zepsute świnie to jest to, o co koty lubią najbardziej ! Pewnych wątpliwości nabrałem dopiero wieczorem... Okazało się bowiem, że mimo iż jej (wredny) pan wciąż nie umożliwił kotu zmiany menu, to boczek znajdował się w stanie nadgryzienia zadziwiająco zbieżnym z obrazem, jaki pozostał w mojej (niedoskonałej co prawda) pamięci, z dzisiejszego ranka. Krótka, błyskotliwa myśl, ze kotka, jak większość stworzeń rodzaju żeńskiego, które znam postanowiła się właśnie jedenast raz w tym tygodniu odchudzać - została przeze mnie natychmiast odrzucona. Miały na to wpływ dwa trudne do obalenia argumenty, które pojawiły się natychmiast po poprzednim błyskotliwym olśnieniu: 1. Zuzia nie jest jak moja żona (oczywiście potrafię wskazać jeszcze dużo więcej różnic ale na to nie czas teraz) 2. Boczek w żółtej misce śmierdział już naprawdę mocno (i od razu odgadłem, że to nie z powodu tego, że miska jest żółta). Wyrzucę stare mięcho i dam jej karmę - postanowiłem. Za chwilę - dodałem do postanowienia. Poszedłem do góry, do sypialni, żeby wspomnianą wcześniej chwilę spędzić na sprawdzaniu poczty, przy okazji czytaniu najnowszych newsów (dziś publikacja Raportu Millera), odpisywaniu na maile, czyszczeniu rejestrów Windowsa (bo przecież to irytujące, kiedy laps działa tak wolno), aktualizacji programu antywirusowego,... Właśnie w tym momencie Zuzia energicznie i zdecydowanie zaprotestowała tuż przed moimi drzwiami w koci sposób. Nie cierpię ekskrementów ! Naprawdę nie cierpię ekskrementów ! Mam z tym problem i być może Zuźka o tym wie. Wzmocniła siłę swojego przekazu wymiotami, po czym jak gdyby nigdy nic przyszła się połasić. To krótkie i nieoczekiwanie dynamiczne wydarzenie wywołało w mojej głowie lawinę wnioskowań, które przedstawiłem powyżej. Poszły za tym i czyny. Najpierw musiałem sprzątnąć to, co było "treścią" jej (kotki) wypowiedzi (a nie było to dla mnie łatwe, oj nie !), potem poszedłem pokornie na dół, wyrzuciłem kawałek biednej, Bogu ducha winnej świni do kosza na śmieci (hmm... chyba muszę wyrzucić też śmieci...), potem pojednałem się z Zuzią za pomocą dziesięciominutowego głaskania i pieszczot. Właśnie teraz, kiedy to piszę leży zwinięta w kłębek u moich stóp. Przeprosiny chyba przyjęte. Czasami kot musi nauczyć człowieka rozumu. maciejjek.blog.pl
  18. ...miło było potańczyć z Tobą
  19. ...bo wierzę, że jest dobry mądry czuły odważny silny pewny siebie otwarty lubiany kochający. Będzie. A tymczasem zamieszkam cicho w tym pokoju, On to zauważy I ja Nikt więcej. maciejjek.blog.pl
  20. bardzo smutne bardzo, bardzo smutne
  21. Sorki ale jakoś nieprzyjemnie i protekcjonalnie Twój Tomaszu brzmi ton. Chyba nikt tu nikomu nie odbiera prawa do krytyki i wyrażania własnych opinii o UTWORACH. Ty jednak (i tu razi ta właśnie protekcjonalność !) oceniasz AUTORA. I z wysokości "katedry" ustawiasz GO (autora a nie utwór) w rządku tych, "co powinni spędzić jeszcze dużo czasu na pielęgnowaniu swoich pomysłów"... Nie odbierałem nikomu w poprzednim komentarzu prawa do oceny tego, co napisane. Chciałem jedynie pokazać, inne spojrzenie na ten wierszyk. Moje spojrzenie. I w moim mniemaniu, w takim właśnie spojrzeniu autor osiągnął efekt, który chciał wywołać. pozdrawiam
  22. kurczę !, Wykażcie się trochę dystansem i poczuciem humoru... Czy wszystko musi być śmiertelnie poważne i ponure jak... mina Antoniego Macierewicza ?? Uważam, że to bardzo zgrabny, lotny i inteligentny wierszyk. Autor nie chciał chyba napisać epopei... i nie napisał. pozdrawiam
  23. hmm... to miał być taki trochę wygłup... dzięki za komentarz pozdrawiam Tomaszu
  24. bardzo ładne. Gratuluję. I zazdroszczę, talentu. pozdrawiam.
  25. Dwudziestego listopada deszcz na głowy ciągle pada. W listopadzie to nie nie kłopot kiedy w strugach cały Sopot. Nawet Smok Wawelski wie iż listopad tak się zwie, że od kropel zimnej wody liście z żalu i ochłody w dół spadają bo nie mieszczą listopadowego deszczu. Halo ! to nie pora na to to nie jesień tylko lato !! maciejjek.blog.pl
×
×
  • Dodaj nową pozycję...