Gifted_Mate
-
Postów
22 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez Gifted_Mate
-
-
Czas przebudzenia
Umysł wstaje
Nowe życzenia
Siła zostaje
Przepędzam mrok
Tyle tam tkwiłem
Kolejny krok
Już nie żyłem
Nadzieja tchnieniem
Rozdział zamyka
Nowym marzeniem
Chwila umyka
Wszystko oddać
Walczyć do końca
Nigdy nie poddać
Do wschodu słońca
Choć sznur
Się zaciska
Rozbiję mur
Chwała bliska0 -
Dokąd zmierzać
W co wierzyć
Na kim polegać
Gdzie mierzyć
Umysł rozbity
Czas zabija
Szczęście, mity
Sztylet wbija
Co robić
Życia strach
Ból ukoić
Zimny piach
Czerstwe dni
Chorej egzystencji
Spokój się śni
Bez pretensji0 -
Wciąż tutaj trwam
Choć wiecznie sam
Myśli ciężar przygniata!
Czy to kolejna strata?
Zbroja już cienka
Ciosów się nie lęka!
Coraz mniej sił
Dalej tu będę tkwił!
Słowo ponad życie
Wierze w to skrycie
Gdy przyjdzie czas
Uwolni z sideł nas
Spokój to muza
Odrzucanie intruza
Który psuje plan
Zakręcony kran!
Walka wciąż rujnuje
Oddechu mi brakuje
W przeszłości trwam
Tam u radości bram
Miecz zardzewiały
Przeciwnik zuchwały
Nie, nie polegnę!
Złości nie ulegnę!0 -
Trwaj w wierzę i wyczekuj lepszych dni :-)
0 -
Czas powoli ucieka!
Coś się zmieniło?
Czy zadrży powieka?
Co się przyśniło?
Nowa droga odkryta.
Kto ją podąży?
W sercu ukryta.
Ujawnić się zdąży?
Przetrwać nieuniknione.
Umysł bliski wybuchu.
Uczucie osłabione?
Niespokojny duchu.
Konsekwencje decyzji.
Niespokojna woda.
Wyborów precyzji.
U nogi kłoda.
Droga różana.
Trwająca lata.
Chęć złamana!
Kolejna strata.
Okruchy świadomości.
Coraz bliżej dna?
Myśl w nicości.
Dalej trwa!0 -
Tysiące cierni dzieli nasze drogi
Choć umysł w siłę ubogi
Czekał będzie na ciebie
Gdy pofruniemy po niebie
Wszystko tak odległe
Niekiedy myśli poległe
Trwał będę boś wszystko warta
Nieważne jak walka zatarta
Masz w sobie wszystko co trzeba
Tyś bądź mają kromką chleba
Posmarowaną głębokimi uczuciami
Podziwiał cię będę całymi latami
Ty moja, nie teraz lecz w przyszłości
Ten piękny obraz w mojej świadomości
Poświecę każde uderzenie serca
Gdyż tyś godny spadkobierca
Powracam do stanu z przed lat
Przed oczyma urodzajny kwiat
Odnawiam w ciebie wiarę
Bez znaczenia jaką złożę ofiarę
Będę cały czas trwał
Nieważne ile z siebie bym dał
Wierze że kiedyś docenisz mnie
O tym cały czas śnie0 -
Piękny wiersz o nie zniszczalnym uczuciu które zwie się prawdziwa miłość.
0 -
Widzę drogę
Wszystko zniszczone
Widzę drogę
Szanse znikome
Pozostaw to i idź
Dalej możesz żyć
Pozostaw to by śnić
Czas przestać sobą być
Na rękach twoich krew
Sam upadasz na dno
Na rękach twoich grzech
Jak długo czynisz zło
Skąpany w smutku
Nie masz sił już iść
Skąpany w smutku
Ile jeszcze w pierś się bić
Poświęcenie i jego czar
Czy doceniasz mnie
Poświęcenie czy to dar?
O wdzięczności dalej śnie
Jak długo jeszcze sam
Chęci już coraz mniej
Jak dużo jeszcze dam
By cieszyć się z niej0 -
Tak wiele myśli w oczach twych
Marzenia prawdziwsze się stają
Pustka pochłania tylko złych
Wszystkie uczucia tam umierają
Kamień szlachetny, to określenie
Odwzorowuje twoje dobre czyny
Tyś całe oczyszczające ukojenie
Rozwiązujące nawet mroczne winy
Niczym somnambuł podziwiam świat
Wszystko radiacyjną mgłą spowite
Emocje jedyny kiełkujący kwiat
Jednak serce cierniem zeszyte
Odetchnąć tylko piękna pomoże
Snem śmiertelnicy ją nazywają
Wyimaginowany świat który tworzę
Problemy abstrakcją się wydają
Każde pragnienie jest możliwe
Nikt nie wyciągnie konsekwencji
Ukoi nawet miejsca wrażliwe
Otwarte dłonie, brak inercji
Oddam wszystko, każdą cząstkę
Odrzucenie: słowo już nieznane
Spełnię nawet skrytą drobnostkę
Głębokie rany tu pozasklepiane
Powoli opuszczam stan idealny
Kogut pieje obwieszczając ranek
Czas ujrzeć świat naturalny
Usycha pięknej nocy wianek
Pora szara, zamknięte drzwi
Nowe doznania? - raczej brak
Rzeczywistość w klatce tkwi
Końca tułaczki, kiedy znak?0 -
Wiele pytań: po co, dlaczego?
Wciąż tkwimy w mentalnej klatce
Dobrych ludzi spotyka tyle złego
Los zmierza po spróchniałej kładce
Nie potrafimy słuchać naszych bliskich
Choć tak bardzo ich kochamy
Tak trudno uszanować myśli wszystkich
Na kompromis uwagi nie zwracamy
Gdy nastąpi czas pustej ciszy
Błędy tak znajome się wydają
Umysł już przepadł w dziczy
Nirwana to tu siły znikają
Stan upadku, dna, wiecznego mroku
Uciec! aż niemożliwym się staje
Dalsza droga to błysk amoku
Serce z prochów nie powstaje
Zwierzęcy instynkt tak nami kieruje
Jak powrócić na właściwy szlak?
Gniew w organizmie tylko kiełkuje
Chęć dotknięcia wolności niczym ptak
Wystarczyło aż słuchać i wierzyć
Uszanować to wszystko, co mamy
Teraz ciężko coś komuś powierzyć
Siebie za każdy upadek obwiniamy
Co zrobić? - ostatnie już pytanie
Mózg w zgliszczach, popioły rozsypane
Możliwe jest znów go odzyskanie?
Czy bezpowrotnie myśli moje rozwiane?
Teraz koniec, instynkt objął władze
trzem potrzebom całe życie powierzył
Umysł zamknięty, życie na wadze
Piórko lżejsze, duszę Styks zmierzył
Mogiła już wykopana,łzę uroniłem
Dobry człowiek, kiedyś go znałem
Myśl go zawiodła, sam uwierzyłem
Tak latami o błędach rozmyślałem
Głęboko pod ziemią leży pochowany
Widzisz go każdego dnia, naprawdę?
Tektura bez twarzy, był szanowany!
Marionetka bez głosu trzyma gardę0 -
Lepiej umrzeć za moją wiarę
Niż tułać się bez twarzy
Wypowiedzieć choć tych słów parę
Bo jeszcze coś się wydarzy
Zajrzeć w głąb siebie samego
Znaleźć siłę by dalej iść
Nikt nie zabierze ciebie całego
Poczuj bryzę, fruń jak liść
Sam wybieram co mówić mam
Nie stosuje się do wymogów
Nawet ostatnią moją cząstkę dam
Nie zwracam uwagi na wrogów
Zgubiłem się lecz szansa kiełkuje
Powoli odnajduję zgubiony swój czas
Nieważne ile jeszcze mnie zrujnuje
Własna myśl nigdy w las
Czekam w ciszy na cezurę
Moment już wiecznością się staje
Próbuje poznać tylko myśli naturę
Serce ze smutku się kraje
Chwilę triumfu czuje coraz bliżej
Inercja to błogosławieństwo i droga
Wspinam się już coraz wyżej
Nie zniszczy tego żadna trwoga
Wszystko co widzę wzbudza wstręt
Szansa w tych którzy ponad
Odwracam oczy na destrukcji pęd
Większość niestety niczym złudny eksponat
Wspomnienia szkoda to tylko iluzja
Myśl zawsze zostaje jedyny przewodnik
Mimo błędu istnieje prosta konkluzja
Niezastąpiony ten jeden bezcenny zawodnik
Serce cierniem już dawno spowite
Lecz gest goi najgłębsze rany
Nieważne ile trucizny zostało wypite
Przyjdzie moment gdy będziesz podziwiany
Żywot bez żadnego już szacunku
Tyś podmiotem wyłącznie losu twojego
Gdy potrzebujesz już naprawdę ratunku
Ktoś wyższy powie ci dlaczego0 -
Ile twarzy, tyle myśli kiełkuje
Rozkład ich i ponowne odrodzenie
Jestem tu choć tylko obserwuje
Kolejny dzień te same marzenie
Czas niczym kat i stwórca
Wszystko tylko od niego zależne
Ponad go tylko wewnętrzna trójca
Tylko to do mnie należne
Odrzucić każde z tych kłamstw
Większość się nim zawsze odwołuje
Twa maska z ilu warstw
Czy twe oblicze kiedyś pokieruje
Ilu z nas robi swoje
Potem rozmyślając o konsekwencjach czynu
Czy kiedyś podziwiałeś serce twoje
Bez żadnego wbitego ciernia kampeszynu
Raz otworzyłem oczy na świat
Potem w lustrze ujrzałem siebie
Ujrzałem tylko cień rdzawych krat
Krew mych wyborów na zlewie
Wszystko coraz bliżej nędznego końca
Czy jeszcze ktoś to zmieni
Bo na horyzoncie zachód słońca
Chciwe ręce chowane po kieszeni
Tylko jeden nad nami czuwa
Choć tylko sam ból czuje
Wierzy lecz to go zatruwa
Czy jego myśl kiedyś zagóruje
Doceniam dech bo to dar
Szkoda że niewielu to widzi
Przyjmuje na barki setki kar
Niech odejdzie ten kto szydzi
Szkoda mi tych których zawiodłem
Krzywd przez mój ból wyrządzonych
Ale kiedyś powiem że dowiodłem
Umysł żyje z cierni okaleczonych
Gehenna to część życia naszego
Tylko czemu powtarzamy identyczne błędy
Nieodniesiona nauka stan upadku przyszłego
Przechodzisz z nadzieją znów tamtędy0 -
Sen chwila w której żyje
Niewiele mi już go zostało
Ból we mnie się kryje
Ukojenie to stanowczo za mało
Oddech to wszystko co moje
Nadzieja jedyna szansa na start
Serce rozpłatane na krwawe zwoje
Myśl odkrycia ostatnich moich kart
Pomimo odrzucenia spełnić swoje marzenia
Poskładać wszystko w jedną całość
Tyle szans lecz czas zwątpienia
Nadwyręża to całą moją wytrwałość
Chciałbym dalej w słowo wierzyć
Zdrada wszystko to mi zabrała
Ciężko jest coś innym powierzyć
Gdy pycha już ich odziała
Eremita tak tylko się czuje
Przemierzam pustynie od zawsze sam
Czemu wszystko tak prędko rujnuje
Szansa ile za nią dam
Teraz kiedy dochodzę do kresu
Wspomnienia dalej wenę mi burzą
Nawet na dnie ciemnego Hadesu
Tyś ofiarą stanowczo za dużą0 -
To chyba raczej logiczne że mężczyzna powinien mówić takie słowa, mi tutaj chodziło raczej o taką myśl a nie słowo.
0 -
Każdy cichy kobiecy głos sprawia że
Na dnie nie warto szukać mnie
Ale jak odróżnić tą która naprawdę powie czego chce
Przecież podobno każda o tym wie
Rzeknie:
Złap moją dłoń
Poczuj tą woń
To zapach miłości do ciebie
Razem pofruniemy po tym mętnym niebie
Czas to twoja zguba
Trudności ominąć się nie uda
Ale gdy razem trwamy w sobie
Żadna krzywda i cios nie sprawi że miłość utonie
Pomimo bólu i łez nie warto poddawać się
Przecież lepsze dni... w tej nadziei tkwię
Sprawią że odnajdziemy tą drogę
Razem ominiemy każdą przeszkodę
Ta myśl jednak wypaliła bliznę
Wyrzuciła ostatni dech na mieliznę
Wszystkich krzywd niełatwo wyzbyć się
Dopóki szczerych myśli nie usłyszę o nie0 -
Wiem że to tylko chaos i rymy ale dla mnie liczył się przekaz, a pozatym roczna przerwa od elokwentnego i estetycznego języka polskiego odbija się niestety.
0 -
Szukam kompromisu między duszą i ciałem
Choć już nieraz się złamałem
Lecz gdy wciąż pamiętać będę te słowa
Nie zabłądzi moja umysłu połowa
Każdy błąd i niepowodzenie
Inne ma znaczenie
Woli mego życia
Choć tyle wiem tak jeszcze wiele do odkrycia
Nieważne kim się staje
Gdy porażka me serce się kraje
Ten czas spędzony w pustce mego jestestwa
Doprowadza mnie do kalectwa
Jeśli nie chcesz podążać drogą którą tu przedstawiam
Do ciebie nie przemawiam
Lecz jeśli myślisz że jesteś tak daleko i masz uraz do całego świata
Niestety to twoja osobista strata
Nieważne co straciłeś i jak ciebie boli
Świat jest taki i na twoje rany nasypie jeszcze soli
Takie smutne lecz prawdziwe
Twoje życie smutne, ckliwe
Jedyne co możesz to wziąć swoją broń
Zszyć rozbitą skroń
Pokazać swoją twarz
Walcz ze wszystkich sił jakie w sobie masz
Zacznij rozróżniać dobro od zła
Niech twoje życie dalej trwa
Choć pustka serce twoje rozrywa
Czas te rany pozszywa
Myślisz te życie to nie dla mnie
Nieważne ile bólu spadnie
Gdy otwierasz swoje oczy musisz wiedzieć o co walczyć chcesz
Przecież najlepiej o tym wiesz
Za co oddał byś swoje życie
O czym marzysz skrycie
Nieważne czego inni od ciebie chcą
Podążaj drogą swoją
I nieważne jak ciężko ci będzie
Spójrz w lustro krew jest wszędzie0 -
Zanim odejdę z tego świata
chciałbym mieć kogoś za brata
Raz podjąć właściwą decyzje
Mieć prorocze skutków wizje
Myślałem że wiele potrafię
I nigdy do nicości nie trafie
Chciałem żeby marzenia spełniły się jak sen najskrytszy
I nadzieja mnie nie przechytrzy
Teraz gdy samotnie spoglądam w odwrócone od mnie spojrzenia
Nie oczekuje już zbawienia
Wszystko jak moje życie na marne
I sam już niczego nie ogarnę
Ten świat nauczył mnie jednego
Niema zaufania i nikogo dobrego
Dlatego chciałbym móc już zasnąć na wieki
Bo życie to ścieki
W snach mogę być kim chce i komuś zaufać prawdziwie
I pierwszy raz żyć szczęśliwie
Tylko jeszcze kurz nadziej daje mi powód do życia
Lecz brak sił do nowych rzeczy odkrycia
Czemu nikt nie może mnie za to kim jestem lubić
Tylko każdy czeka aby mnie zgubić
Jak wczorajszy obiad nigdy więcej nie wspominany
Czemu ten świat w nicości pogrzebany
Gdzie to obiecane szczęście którego nigdy nie zaznałem
Dlaczego tak niektórym zaufałem
Bo ci najbardziej mnie zranili
Wiarę w siebie zabili
Sam potępiam swoje postępowanie
Tak umyślne okaleczanie
Gdyby nie nadzieja i wiara
To niebyła by poświęcona tak wielka ofiara
Teraz wrak i cień siebie z przed lat
Ścięty mojej radości kwiat
Lecz czemu nadzieja mimo że sił brak każe walczyć
I chciałbym z nie osiągalnym zatańczyć
Lepiej już odejść bo nawet gdym ja na szczycie
Bez tej jednej niczym moje życie
Przeklinam swój każdy czyn
I nie czuje się jako czyjś syn
W zapomnienie odchodzę jak każdy po śmierci
Nie oczekuje niczyjej o mnie pamięci
Bo nie mam w nikim oparcia i przyjaciela
I przyzywam z otchłani piekieł po mój żywot Samaela
Czy naprawdę to już mój koniec nie wiem sam
Na razie oczekuje już na nicości bram0 -
W otchłani piekieł odbywa się ta gra
W potępieniu bez nadziei życie moje wciąż trwa
Choć promyki twoje do mnie docierają
Lecz w jednej chwili puste się stają
Bez nadziei na przyszłość godna
Marzenie nad piękną i pogodna
Miesza się z wszystkimi łzami
Pokazując przyszłość obsiana wadami
Tyle dróg i mostów przed tobą otworzyłem
Gdyż nieostrożny byłem
Czemu otwierając się przed tobą
Zapamiętam ciebie inna osobą
Tak wiele płonnych łez z siebie wydałem
Nad niezapomniana przeszłością rozmyślałem
I teraz gdy grzech depcze moja dusze
Tak samotnie przeżywam katusze
Nieopodal już bram śmierci czekam
Lecz z odejściem ciągle zwlekam
Bo przez moja wiarę
Musze składać największą ofiarę
Balansując na krawędzi śmierci i życia
Nie mam już zbyt wiele do odkrycia0 -
Jest to bardzo dawno pisane ,,dzieło'' które powstało z myślą o innym adresacie, a pierwsze które zachowało się w moich notatkach. Może dla niektórych to tylko słowotok i się z tym zgadzam, ale mam nadzieje że kolejne dzieła czekające na wysłanie przemówią do kogoś (jak ktoś czeka).
0 -
Mglisty jesienny poranek mego życia
Choć już brak sił tak jeszcze wiele do odkrycia
Zagubiony w odmętach mojej jaźni
Już nie ufając nawet wyobraźni
Gdy z niemocy płakałem tam
Z nienawiścią oczekiwałem nicości bram
Choć bezsilności pot spływa po mych skroniach
Rozmyślam o kolejnych podbojach
Czemu noc jest wiecznie taka długa
Czy to wyłącznie moja zasługa
Choć gniew i ból płynie w mych żyłach
To kto rozmyśla o takich pyłach
Gdyż z prochu powstałeś i w proch się obrócisz
I tego nigdy nie odwrócisz
Tak samotnie okaleczony
W swym bólu wiecznie potępiony
Kłaniając się śmierci
Nie ufając nawet swej pamięci
W grobie przewracam się
Gdyż już wiem że skończę źle
Ale na końcu świata
Może skosztuje tego pięknego kwiata
Lecz tu sam nie rozumiem siebie
Pokładając nadzieje w ciebie
Na krawędzi wciąż balansuje
I sam wiem że źle postępuje
Lecz ten ból wciąż rozrywa mnie
Lecz czy to liczy się
Obwiniając za wszystko siebie
Ograniczony niczym kropla w zlewie
Lecz podobno wiemy tyle ile powinniśmy
To czy drogę rozwoju przebyliśmy
Bo sam dochodzę do momentu w którym się poddaje
Gdyż nic innego mi nie pozostaje0
****
w Wiersze gotowe
Opublikowano
Esencja tego jednego słowa który kieruje naszym życiem. Aby ta "tęcza" nie znikała z Twojej twarzy.