Podrużując po Hiszpanii jako bard, tułacz, trubadur natrafiłem na szalenie gorszące sceny. Moralność ludzka upadła tak nisko, oportunizm stał się występkiem dopuszczanym do naszej świadomości bez opamiętania. Przemierzając hiszpańską ziemię zwaną przez starców pamiętających dawne czasy: tierra abundante en conejos czyli tłumacząc ziemia bogata w króliki natknąłem się na wiele skrajnych postaw, gdzie często człowiek przybierał postać wilka objuczonego łupami. Chciałoby się rzec: Más vale pájaro en mano que ciento volando czyli Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Lecz czy ja wyznaję taką postawę? Jest to kwesta wątpliwa na którą postaram się odpowiedzieć krótkim utworem, który dedykuję wszystkim ludziom, którzy okazali odruch człowieczeństwa na drodze mej wędrówki.
Bezsilny piewca
Pieśń moja piękna, sławetna
czas mą enklawą, prawda to sekretna
wczoraj i dziś współbrzmią jednym głosem
Czy kto przystanie nad moim losem?
noc pełna wdzięku, dzień przeznaczeniem
gwiazda przekleństwem, słońce olśnieniem
wczoraj tułaczem, dziś piewcą wielkim
gorycz wypełnia mój oddech wszelki
Powiedz kto z męki mej mnie ocuci
nadzieja odeszła i już nie powróci
lecz oto widzę odrzwia brzęczące
oczy me puste jak kotwia tonące
ława złocona, przepychu pełna
a na niej waza niczym ze srebra
dobijam do niej po korzec wina
to mara senna, kostka domina
Lico me zbladło, oczy wyblakły
wstaję z siennika jak rumak smagły
idąc przed siebie, losu nie oszukam
rychło mą suknię czarnym błotem zbrukam
WP.