Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Uśmiechnięta Gonia

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Uśmiechnięta Gonia

  1. hmm... tak kończy człowiek za słaby aby żyć.. ale nadwyraz odważny w unicestwieniu samego siebie... tak być nie powinno.. tekst w zwięzłej formie... ale odzwieciedla każdy szczegół tej desperacji... Pozdrawiam :)
  2. Super opowiadanie.. :) Każda część idealnie zobrazowana i intrygująco wciągająca.. całość czuje się, akcja rozbudza wyobraźnię. Podoba mi się styl, łatwy, zrozumiały trafiający do każdej wrażliwości.. :)) Świetna narracja.. poprostu- samo życie! Pozdrawiam :)
  3. .. faktycznie... przejęzyczenie.. rytał.. to proste.., ale tak naprawdę.. bardzo, bardzo dziękuję za miłą ocenę.. Pozdrawiam serdecznie :))
  4. Dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym.. Zwykłe codzienne sprawy toczyły się własnym, rytmem i właściwie nie można było nawet pomysleć, że wydarzy się coś niezwykłego.. Poranna kawa, szybki przegląd wiadomości w necie, i tuż po tym rytuarze w skrócie, ale dokładne przygotowanie do pracy w terenie.. Pomoc choremu - niezmiernie fascynujące zajęcie..być i czuć radość w kontakcie z człowiekiem..Dawać i czerpać siłę satysfakcji z drobnych powodzeń i uśmiechów idących wprost z ogromnej wdzięczności serca.. - to nie wystarczy wiedzieć.. - to tak naprawdę trzeba poczuć w sobie.. :) Zadziwiające.. ile można otrzymać zwykłych, życzliwie szczerych gestów za poprostu bycie.. takie chwilowe zatrzymanie się i podanie dłoni, przytulenie, uśmiech... To niezwykłe poczucie przyjaźni, oddanie siebie w niewielkim wymiarze, a jadnocześnie w ogromnym poczuciu dobroci sprawia, że można doznać świadomości spełnienia.. :) Dziś nie było szczególnych zadań. Zwykłe odwiedziny, wsparte ciepłą krótką rozmową o zdrowiu, i o braku zdrowia... Podanie wskazówek i mobilizacja do prostych wokół siebie czynności.Każdy z moich podopiecznych w równy, podobny sobie sposób okazywał radość i przedstawiał swoją własną wizję spotkanego "anioła". Ten cudowny, nadprzyrodzony i wręcz " boski " przyjaciel - widziany tylko ich oczyma - z ciepłym przyjaznym uśmiechem zamieniał w jednej chwili umęczone , stroskane serca w nadwyraz młodzieńczą, lekką wizję pięknego świata. Świeciło wówczas wśród nich gorące słońce!! To było naprawdę miłe doznanie - miłe na miarę wielkiego sukcesu.. I znów zamyśliłam się.. Tym razem nad uczuciem przyjaźni, jej siłą i mocą .. Pomyślałam wówczas i zadałam sobie pytanie o jej rozmiar, granice.. ; ile jej nadzwyczajnej wartości, wystarcza człowiekowi, aby mieć ją dla innych, i ile człowiek jest jej w stanie przyjąć..aby nie pogubić się w sobie.. ?? Rozmyślając dalej i głębiej, analizując własne życie, wzajemne relacje z bliskimi, rodziną, wspominając różne epizody życia dowiedziałam się czym ona była i jest dla mnie... Zrozumiałam jej znaczenie, zauważyłam ile nieprawdziwości doznałam, a jak wiele z niej, prawdziwie umiałam ofiarować.. Mieszało się we mnie różnorodność odczuć, pomyślałam o wielu moich brakach i zbyt wielkich oczekiwaniach.. Ale mimo tych wszystkich "kombinacji" rozważań odnajdywałam zawsze tą samą odpowiedź.. - Ciepła dłoń przyjaciela... to najwspanialszy "środek" podany w chwilach zagubienia, niepewności, w utracie sił czy w osamotnieniu.. Jej dotyk, to najprostrzy z wszechmożliwych gestów, który w tej swojej właśnie niezmiernej prostocie łączy siłę z niemocą, rozpacz z ukojeniem, a dobre serce z beznadziejnością pustki, samotności. Uśmiechnęłam się do tych myśli, do takich właśnie chwil i zobaczyłam jak bardzo cieszę się, że jestem... :) Słońce chyliło się ku zachodowi... Zmęczenie dnia dało się odczuć we wszystkich częściach mojego ciała i umysłu... "Coś" znów troszkę ze mnie uciekło, "coś" odebrało mi siłę i zmusiło mnie do poddania się naturalnej mocy snu. Zasypiając, wtuliłam się w ciepło, czując spokój uśpienia. I zobaczyłam ich wszystkich cudownie radosnych.. Wszyscy byli przytuleni do dłoni swojego "anioła" Ogarnął mnie naturalny spokój...
  5. Zabawny tekst,bardzo dynamiczna akcja,sprawia wrażenie jakby był kontynuacją szalonych gier komputerowych.. ale wstęp kojarzy mi się z Bajkami J. de La Fontaine.. :)) Pozdrawiam.. :)
  6. Dziękuję za miłą ocenę.. :) , to dla mnie duże wyróżnienie i niemała pochawała zwłaszcza, że jest to mój całkowity debiut w pisaniu.. hmm.. rzeczywiście - to uśmiech Goni.. :) Pozdrawiam serdecznie :))
  7. Słońce budziło się do życia. Jego radosne promienie wpadały przez okno wprost na ścianę mojej sypialni. Ich wesoły blask rozjaśniał kolory, nadając im świeżość młodego poranka. Nowy dzień - nowa nadzieja.. Skoro słońce już wstało, a niebo przepełnio się świeżym błękitem to napewno zapowiada się cudowny dzień.. :) Moje pociechy - młode kociątka już dawno nie spały.. Czekały cierpliwie kiedy dam im znak, że zaczynamy poranną krzątaninę.., a ja tymczasem uradowana tym pięknym porankiem snułam plany jak nie zmarnować dnia i dobrze wypełnić każdą dzisiejszą chwilę.. Kiedyś taki poranek wyglądał u mnie zupełnie innaczej. Wtedy to myśli krążyły wokół konieczności pozałatwiania kolejnych ważnych spraw ... : - wezwanie do szkoły - syn znowu zbagatelizował polecenia nauczyciela, - nowy wydatek - trzeba kupić córce buty do sukienki na występ, - z Belunią koniecznie do weterynarza - wieczorem mocno skaleczyła łapę, - i jeszcze mój "niezastąpiony" mąż... skarżył się na bóle pleców - trzeba coś zaradzić.. Dla mnie samej w tej porannej gonitwie myśli zazwyczaj brakowało już miejsca.. Ale najważniejsze... Mogłam czuć się szczęliwa, gdyż byłam najlepszą mamą, dobrą żoną i troskliwą opiekunką.. Dzisiaj te wszystkie dawne zawirowania stały się tylko wspomnieniem.Czas i bolesne wydarzenia zmieniły wszystko we mnie i wokół mnie także....Za sprawą wielkiego rozczarowania cały mój dotychczasowy harmonijny i rodzinny świat rozsypał się na drobne kawałki.. - rozpadł, i nic już nie było w stanie jego na nowo posklejać.. Pozostał jedynie niesmak, ale już wtedy wiedziałam, że muszę, i byłam wręcz tego pewna, iż moją pozostałość należy ponownie zacząć budować.. Trwała poranna krzątanina po mieszkaniu.Szykowałam śniadanie, i same pyszności moim podopiecznym psotkom, które nie odstępując mnie, z całą swoją młodzieńczą dostojnością co rusz demonstrowały swoją kocią fizyczną naturę.. Syn też już dawno siedział przy swoim komputerze. Zatopiony w myślach, pogrążony we własnym wirtualnym świecie, od czasu do czasu wybuchał głośnym śmiechem, jakby tym właśnie sposobem chciał zaznaczyć ciągłe jeszcze ze mną przebywanie.. Od kiedy córka wyprowadziła się na tzw."swoje" - w domu zrobiło się bardziej milcząco, a każda moja próba zakłócenia tej ciszy, przybierała jedynie formę czystego monologu.. Można by więc pomyśleć, że moja obecność w tej rzeczywistości nie posiada już większego znaczenia.. Słońce unosiło się coraz wyżej. Jego jeszcze mocniejsze ciepło kusiło i wręcz nieodparcie zapraszało do skorzystania z jego błogich dobrodziejstw. Na taką okazję czekałam już od dawna, i właśnie tego dnia nie mogłam oprzeć się takiej pokusie. Z naturalną więc radością postanowiłam zająć miejsce na moim balkonie..Na tą chwilę czekały też moje dwie ulubienice.. To ich najszczęśliwsze pragnienie.. - móc leniwie wylegiwać się na słońcu i mieć jeszcze mnie obok siebie... To był wspaniały, błogi relaks, cudowne doznanie spokoju i niepowtarzalna chwila wielkiego zamyślenia... Siedząc tak śledziłam wzrokiem opieszałych przechodniów, rozbrykane, rozkrzyczane dzieci i biegające za nimi milutkie, puszyste czworonogi - to wszystko wprowadziło mnie w zdumienie... Poczułam wówczas przerażający upływ czasu.... Zobaczyłam obrazy dobrze mi znane lecz niepocieszenie odległe... Zupełnie świadomie dostrzegłam w sobie bezpowrotne odejście... Odejście z centrum najlepszych chwil do miejsca gdzie tylko ja jestem i nic oprócz mnie... to stało się przerażające.. bolesne... - Co dalej ? - spytałam samą siebie.. Odpowiedzi jednak nie usłyszałam... Trwał we mnie wielki, ogromny żal.. i tylko on stawał się z każdą chwilą nad podziw mocny..i aż tak bardzo, że przysłonił sobą całe piękno tego radosnego dnia jaki starałam się i chciałam przeżyć, zapamiętać.. Wiedziałam już i czułam to napewno.. jak czasem uśmiech przychodzi z trudem.....
  8. ... wszystko albo nic.. ta albo żadna.. to niespotykanie wielkie pragnienie posiadania.. zatrzymania uczuć tylko dla siebie.. tak to widzę.. ten rycerz zadziwia wielką siłą swej uczuciowości..- jej potencjał zdaje się być nieskończenie wielki.. Pozytywnie.. :))
  9. ...Dziś te wartości każde z osobna nie łączone ze sobą stanowią w oczach młodych ludzi pojedynczą , samą w sobie własną moc i znaczenie.. Tam gdzie jest BÓG, nie można mówić o OJCZYŹNIE.. a HONOR.. jest niejednokrotnie rozumiany jako osobisty element osobowości. Kiedyś, jak wiemy z historii te trzy "hasła" były jak grom, jak strzał i wezwanie do stania na baczność wobec całokształtu życia , działań i myślenia.. Dziś historia, jej obraz wytworzyły w umyśle zwłaszcza młodych , niedoświadczonych , wzorujących swoje poglądy na negatywnych przesłankach - pojęcia mniej ambitne a bardziej obojętne i niewrażliwe. Reasumując : - wszystkie trzy tak wielkie kiedyś wartości.. dziś.. straciły już swoją moc.. chociaż znajdą się jeszcze miejsca gdzie uzmysłowione - porwą uczucia swoja wewnętrzną siłą... Dla mnie... może przez sentyment i umiłowanie mojej oczyzny.. słowa te mają nadal magiczną moc... i wiem, że budzą we mnie swoją treścią wielkie pozytywne emocje.. :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...