Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kuba Michalak

Użytkownicy
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kuba Michalak

  1. Czym jestem? Rozrywam bezradnym krzykiem Krwawy, bolesny świt. Głębokim oddechem rzucam się W otchłań nikczemnej teraźniejszości, Akceptując tyranię płynącego czasu. Matczyny ocean spokoju przyjmuje Mnie swymi ciepłymi ramionami… Dryfuję w dali rześkiego witającego słońca. Odkrywcza ciekawość pasjonującej podróży Pozwala cieszyć się drobnymi rzeczami. Nieodłączną mą towarzyszką Urodziwa beztroska, szepcąca do uszu Swe ułańskie fantazje… Utykam na bagnach zwodniczej Szarej rzeczywistości. Świetlista łaska górującego słońca Odwraca ode mnie opiekuńczy wzrok. Oczekująca piesza ścieżka zgryźliwej odpowiedzialności rozdziela bezlitośnie parę kochanków. Żegnaj o przepiękna beztrosko… Zalany krwią umierającego słońca ląd, Opłakuje drobnymi łzami trawiastą zieleń. Podążam wydeptaną ścieżką tradycji Mijającego pokolenia. Krajobrazem mym niekończące się Wzgórza uporczywego obowiązku. Nieznośny staje się ciężar Dźwiganego bagażu doświadczeń… Zazdrość, mrocznego Morfeusza Rozświetla księżycową pochodnią Urwisko niezliczonych, podróżniczych wspomnień. Gwieździste ramiona gwałtem spychają Mnie w przepaść nieuniknionego snu. Bez uprzejmej litości. Bez rozpaczliwego słowa pożegnania. Tyrania nieubłagalnego czasu zbiera swe śmiertelne żniwo. Wyzwolony od kliknięć okrutnego zegara Kończę swą wspaniałą wędrówkę… Lecz prawdziwa podróż Dopiero przede mną. Czym jestem? Jestem życiem.
  2. Czym jestem? Rozrywam bezradnym krzykiem Krwawy, bolesny świt. Głębokim oddechem rzucam się W otchłań nikczemnej teraźniejszości, Akceptując tyranię płynącego czasu. Matczyny ocean spokoju przyjmuje Mnie swymi ciepłymi ramionami… Dryfuję w dali rześkiego witającego słońca. Odkrywcza ciekawość pasjonującej podróży Pozwala cieszyć się drobnymi rzeczami. Nieodłączną mą towarzyszką Urodziwa beztroska, szepcąca do uszu Swe ułańskie fantazje… Utykam na bagnach zwodniczej Szarej rzeczywistości. Świetlista łaska górującego słońca Odwraca ode mnie opiekuńczy wzrok. Oczekująca piesza ścieżka zgryźliwej odpowiedzialności rozdziela bezlitośnie parę kochanków. Żegnaj o przepiękna beztrosko… Zalany krwią umierającego słońca ląd, Opłakuje drobnymi łzami trawiastą zieleń. Podążam wydeptaną ścieżką tradycji Mijającego pokolenia. Krajobrazem mym niekończące się Wzgórza uporczywego obowiązku. Nieznośny staje się ciężar Dźwiganego bagażu doświadczeń… Zazdrość, mrocznego Morfeusza Rozświetla księżycową pochodnią Urwisko niezliczonych, podróżniczych wspomnień. Gwieździste ramiona gwałtem spychają Mnie w przepaść nieuniknionego snu. Bez uprzejmej litości. Bez rozpaczliwego słowa pożegnania. Tyrania nieubłagalnego czasu zbiera swe śmiertelne żniwo. Wyzwolony od kliknięć okrutnego zegara Kończę swą wspaniałą wędrówkę… Lecz prawdziwa podróż Dopiero przede mną. Czym jestem? Jestem życiem.
  3. Rozdarty krzyk, przezierający po raz pierwszy życiem maleńkie płuca. Zewsząd ogarniający chaos bezradności. Gdzie jestem? Jak się tu znalazłem? To koniec? Czy zaledwie początek podróży? Gorąc zieleni i wszechobecnego słońca. Niczym nieuzasadniona, rozpierająca radość. Powabny płaszcz motylich skrzydeł gładzi delikatnie pachnące kwiatami powietrze. Bieg i schwytanie piękna nieporadnymi dłońmi Wydaje się w tym momencie jedynym celem w życiu. Strach niepewności, skradającej się za mną W zupełnie nowym, nieznanym miejscu. Ogrom osobowości, zewsząd atakująca wiedza, zadania, Ukryte w czeluści niewiedzy znaki zapytania. Aż strach pomyśleć, że spędzę w ten sposób Znaczną część wszystkich swoich dni. Falujący błysk światła odbijający się Od tajemniczej przechodzącej obok mnie postaci. Otacza ją zapach mojego, nie tak odległego dzieciństwa. Kim jesteś nieznajoma? Błękit spokojnego morza ukazuje się, Kiedy odważam się spojrzeć na zwierciadła jej duszy. Złoty blask sięgający jej ramion wydaje się być Nienapotkaną mi dotąd aurą, na którą nie mogę się napatrzeć. Lekki uśmiech wyłaniający się spod delikatnych Niczym płatki róży ust, pozwala mi zapomnieć O gwałtowności serca bijącej wewnątrz mnie. Dzika radość wyrywająca się z gardła ubarwia szarą rzeczywistość. Sukces umiejętnie wykorzystanej wiedzy otwiera Wrota do kolejnego życiowego rozdziału. Niestraszna mi niepewność nieuniknionej samodzielności. Delikatny dotyk przywodzący na myśl Maleńkie krople padającego, wiosennego deszczu. Gorąc rozpalonego piękna, otaczającego moje ciało. Przeszywający dreszcz wychodzi na spotkanie Pierwszej spełnionej nagości. Wilgoć płatek róż, zapach dzieciństwa, Me palce wplecione w kosmyki czystego złota. Tak. To ty nieznajoma. I już jedynie melodia miłości wypełnia rozgrzane wokół łoża powietrze. Rozchichotany mętlik przepełnia mój umysł. Wokół słychać pieśń zakrapianej zabawy. Znajome i nieznajome ramiona otaczają moje barki. Chwiejnym, prawie niemowlęcym krokiem Zmierzam po kieliszek nadchodzącej tragedii. Niepewne dłonie chwytają za podzwaniające kluczyki. Gwieździste niebo nie potrafi mnie powstrzymać. Kroki zdradliwych nóg prowadzą wprost do samochodu. Ryk silnika nie rozbudza coraz to cięższych powiek. Czy ja śnię? Czy to moje życie Właśnie przebiega mi przed oczami? Błysk świateł. Zgrzyt masakrowanej stali. Odłamki szkła przeszywające Rozgrzane do czerwoności powietrze. Szumiące drzewa niemymi, Obojętnymi świadkami tragedii. Niebo, las, droga, Niebo, las, droga, Niebo, las, droga. Zamknięty w więzieniu bezwładnej, stalowej puszki. Zewsząd ogarniający chaos bezradności. Rozdarty krzyk, przezierający po raz ostatni Życiem dorosłe płuca. i… Ciemność.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...