
Mr.Eko
Użytkownicy-
Postów
10 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Mr.Eko
-
Pewnego razu w chacie wieskiej nieopodal rzeczki, mieszkał stary chłop i stara baba. Chłop trudnił się niczym, leżał dnie całe ciągnąc z manierki swoją ulubioną akwawitę, którą nabywał w gospodzie za moczarami. Baba choć slepa i przygłucha, harowała jak wół, w dzień i w nocy - nieustannie.Warto dodać, że do potraw staropolskich miała gust wyrafinowany, bo raz grzyba sciennego na patelni podsmarzyła, a raz chwasta też zmiesciła, przypraw też nie żałowała, bo gdy cos nie słone było, potężną flegmą przyprawiła. A więc, gdy to małżonka obiad podawała, mąż spojrzawszy na danie, odepchnął z obrzydzeniem i rozkazał ganiać babie do oberży, by ta beczułeczkę wódki przytoczyła. Poszła, więc baba i na bagnach zatonęła. Po czasie dłużym, męża strach obleciał, że cos się alkoholow przytrafiło, więc sam się z łoża wywlókł i ruszył do gospody. Gdy wstąpił na teren bagnisty i wszedł w pierwszą kałużę stanęła przed nim zjawa Bożydara z Bagien. -Witajcie hlip mosci Bożydarze, co porabiacie hlip na trakcie, w kałuży? Twarz Bożydara posępniała. -Bbro wiidzicie mrosci panie, kiedym żeerm z karczmy wrracaał to żeerm się pprotknął o krorzeń i się utopił w trej kraauży. Chłop mimo parujących nad głową procentów wytrzeszczył malutkie oczki ze zdziwienia. -Przecież hlip Bożku byłes hlip pływakiem hlip wielkiego hlip formatu -Arno, żeem byrył, ale zapomniałem jrak sirę pływa, a kraauża płytka była... -Hlip to rzeczywscie... Wybacz spieszę się hlip procenty parują trza uzupełniać hlip. Wyszczerzył żółte kły w oblesnym usmieszku i ruszył dalej. Około stu metrów od kałuży spotkał zjawę pokerzysty Romana, który stał odwrócony plecami. -Witajcie Romanie! hlip. Co tak stoicie niemrawo? W tym momencie Roman odwrócił się. W jego czolo wbita była siekiera. Zawachał się po czym rzekł. -Nie żywy jam jest. Chłop nic mówiąc, podszedł tylko i chwycił koniec ostrza pociągnąwszy w swoją stronę. -Mocno siedzi skubaniec hlip, jak to się stało? -Nie wiedziałem jak się siekierkę trzyma, więc postanowiłem wypróbować dwie metody, odwróciłem trzonek ostrzem w moją stronę i zamachnąłem się również w tę samą stronę... -A co z drugą metodą? -A nie wiem, bo już martwy byłem. -Cóż hlip, do gospody pędzić muszę, bywaj zdrów Romanie! Zbliżał się wieczór gdy chłop otworzył drzwi oberży. Zdjął płaszcz i podszedł do szynkwasu. -Karczmarz!! Hlip -Zawrzyj mordopysk! Czego tu? -Po gorzałkę żem przyszedł, żona miała odebrać, ale nie wróciła. Nagle twarz gospodarza okrył cień. -Bidaku,to ty! Żona ci zatonęła, ceglarz Andrzej ją wyłowił przed zachodem.. -A beczułka?! -Cała! -No to wracam do chaty. -Panie, a żona?! -A tak, bóg jej zapłać.
-
Dzięki:)
-
Tja, gramatyka ;/ Dzięki ;]
-
Dawno, dawno temu, gdy Owca miała nogi, a Wilk jeszcze słyszał, doszły go wieści, że Sułtan Abdulah podbił Ziemię Świętą. Nie tracąc czasu poczynił przygotowania do wojaczki. Poszedł nago, bez broni, gdyż w świecie wsławił się jako bokser doskonały. Owca, zaś o niczym nie wiedząc, szła pod ręką Wilka. Ruszyli przed siebie na ślepo, odbijając się od drzewa do drzewa i zmieniając przy tym kierunek wędrówki. (Na ich szczęście nie znacznie ) Po pierwszym dniu drogi, wieczorem przyszło rozpalić ognisko. Wilk jako cwany jegomość, wziął ze sobą zapałki i szmatkę. Nawinął ją na kijek i podał Owcy aby ta zapaliła pochodnię. Owcy, co prawda, powiodła się próba podpalenia, lecz chcąc ją zwrócić odwróciła patyk górą do dołu, podając palący się wierzchołek łapie Wilka. Ręka nieszczęśnika stanęła w płomieniach, aż zwęglona odpadła przy łokciu. Jakże rozpaczliwe wycie rozległo się tej nocy po borze, wszystkie zwierzątka ze strachu schroniły się w swoich norkach. Tylko głucha i ślepa Owca, myśląc, że to ciepło z ogniska, grzała się przy żarzącej, wilczej łapie. Nazajutrz przyspieszli kroku. Musieli wręcz biec, gdyż następny obóz rozbili na ziemiach ludu islamskiego. Zasnęli wyczerpani, pogrążeni w błogim śnie. Nieświadomi roli jaką przyjdzie im jutro odegrać. Wstali rzeźcy i wypoczęci. Po porannym śniadaniu i toalecie ruszyli naprzód, przebijając się przez ostatnie warstwy puszczy. Późnym południem, wkroczyli na piasek pustyni. Wilk słyszał coś w dali. Oczywiście były to odgłosy bitwy. Stopniowo się zbliżali, dźwięki robiły się wyraźniejsze, nawet Owca zaczynała rozumieć, co się dzieję. Nagle ktoś wpadł Wilkowi pod protezę, krzycząc ostatkami sił "Odwrót!" Para śmiałków wypięła mężnie klatę i szarżą zaatakowała znienacka walczących. Wilk ścinał głowy swą żelazną protezą, zarówno muzułmanów jak i krzyżowców. Urżnął również nogi Owcy, przy kolanach.Jednak ona, nic nie czując szarżowała dalej, dusząc kolanami rannych, obydwu stron,aż została otoczona przez spory oddział janczarów, którzy zbliżali się z każdej stron, powoli zacieśniając krąg. Gdy mieli zadać cios śmiertelny, Owca wrzasnęła :CZOŁEM! Dekoncentrując Arabów, skacząc w górę i odgryzając im wszystkim głowy. W tym czasie Wilk przeskoczył piętnastometrowy mur twierdzy, odbijając się na protezie. W locie wykonał salto i uciął głowy łuczników.Dotarł do centrum dowodzenia, gdzie przebywał Abdulah. Wyważył wrota, po czym uśmiercił straż przyboczną Sułtana, łamiąc im kręgosłupy na kolanie. Abdulaha jednak wyzwał na honorowy pojedynek bokserski. Władca Islamski nie docenił, ślepego, na wpół zwęglonego przeciwnika, bez ręki i zaczął atakować mozolnie, śmiejąc się rubasznie. Wilk natomiast, słysząc kroki Sułtana,dokładnie wymierzył cios, odwrócił się i boksując piętą, rozstrzaskał mu czaszkę. Owca zdążyła w tym czasie wygryźć i muzułmanów i obrońców Ziemi Świętej, którzy bezskutecznie oznajmiali, że są sojusznikami. W ten sposób nie ostał się ani jeden świadek, który mógłby uwiecznić te wielkie czyny. Tak dobiegła końca Wilczo-Owcza krucjata.
-
Można to i tak interpretować ;)
-
1. Niku wielkie dzięki za poprawę tekstu, zaraz się tym zajmę, ale ogólnie pisanie nie jest moją mocną stroną, co nie znaczy, że nie lubię tego robić. Mam pomysł, ale ciężko mi to ubrać w słowa i to jest problem. 2. Postaram się coś jeszcze stworzyć, ale nic nie obiecuję, bo jak na razie nie mam weny twórczej ;] 3. Cieszę się, że się spodobało :D
-
Dzięki, zobaczy się :)
-
Nom:) Miało być durne i bez sensu, ale chyba przeciętnie raczej wyszło ;]
-
W parku na drewnianej ławeczce siedział stary, ślepy, przygłuchy Wilk i czytał książkę, której nie miał. Nagle coś nadepnęło mu na żelazną protezę nogi, przez co zawył boleśnie. Nie był to nikt inny, tylko ślepa, głucha i beznoga Owca, która szła na kolanach. Wdrapała się na ławkę i siadła dostojnie obok Wilka, po czym wrzasnęła : CZOŁEM!. Wilk odwrócił głowę, zastanowił się, zbadał ją dokładnie łokciem, gdyż ręki takowej nie posiadał i ryknął: NIC NIE SŁYSZĘ! MUSISZ MÓWIĆ GŁOŚNIEEJ! Owca, nic nie słysząc, wrzasnęła po raz drugi ze zdwojoną siłą: CZOŁEM! Wilk ponownie odwrócił się w stronę Owcy i już zupełnie spokojnym głosem odparł : Bidulko, nic nie słyszysz, pójdziemy do weterynarza! To rzekłszy, wziął Owcę pod łokieć, podniósł i ruszył przed siebie. Po paru minutach dotarli do autostrady i może by ją przeszli, gdyby nie to, że Owca darła się całą drogę, wciąż powtarzając : CZOŁEM. Spowodowało to, że Wilk ogłuchł zupełnie i, nic nie słysząc i nie widząc, brnął do przodu wśród tysięcy samochodów. Dotarł z Owcą już prawie do krawężnika, gdy nagle rozjechał ich tir. Leżeli tak obok siebie jeszcze dwie godziny, stopniowo rozpłaszczając się na jezdni, aż w końcu opony aut wytarły ich zwłoki doszczętnie. Od tej pory w parku o północy widywano dwa duchy i słychać się dało wycie Wilka i "CZOŁEM!" Owcy.
-
Pikne :) Pozdro